son

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 5




Wsłuchaj się w mój głos, rozluźnij mięśnie wyobrażając sobie coś co cię uszczęśliwia. Weź powoli wdech, tak jest. Teraz wypuść powoli powietrze ustami, czujesz to? Twoje ciało się rozluźnia, czujesz energie przepływającą przez nie? Jeszcze raz nabierz powietrza i....”- gwałtownym szarpnięciem wyjęłam słuchawki z uszu. To niby miało mnie uspokoić? Ten denerwujący ton starego faceta który uczy jak się oddycha? Wypuściłam gwałtownie powietrze wpatrując się w sufit. Podniosłam rękę nad głowę i wpatrywałam się w swoją dłoń. Skóra była nienaruszona, wręcz zbyt idealna. Pomyślałam czy kiedykolwiek byłam ranna, ale tak poważnie. Nie. Zacinałam się czasem papierem, lub kaleczyłam nożem lub innym przedmiotem, gdy nieposłusznie z ciekawości zaglądałam do torby taty. Jednak to były drobne zadrapania. Goiły się zawsze szybciej niż u moich braci ale nigdy nie natychmiastowo. Przypomniałam sobie o ataku Robba-demona wiedziałam ,że zadał mi on wtedy cios ale wolałam w to nie wierzyć. No bo jak wyjaśnić to ,że wpierw widziałam nóż wbity w moje ciało a następnie nie było tam nic oprócz krwi. Zakryłam twarz dłońmi próbując się skoncentrować.

Po tym jak krzykiem zabroniłam Bobbiemu opatrzyć mi ranę, atmosfera pomiędzy nami stała się jeszcze bardziej chłodna. Nie chciałam mu sprawiać przykrości ale bałam się jak zareaguje na to co zobaczy. Wróciliśmy do domu pięć dni temu a ja nadal nie mam pojęcia jak mu to wytłumaczyć. Mijamy się przy posiłkach i wymieniamy zdawkowe słowa gdy czegoś od siebie potrzebujemy ale to tyle,nic więcej. Po naszym polowaniu zmieniły się też warunki mojego uziemienia. Teraz mogę wychodzić na zakupy ale za to zanim pójdę spać muszę obsypywać próg oraz okna solą, tak dla bezpieczeństwa.
Gdy tylko udało mi się usnąć obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami frontowymi. Zerwałam się z łóżka podbiegając do okna, ujrzałam stojącą przed domem impalę i moje serce podskoczyło do góry. Wybiegłam z pokoju potykając się o własne nogi i przeskakując po dwa stopnie naraz zbiegłam na dół w chwili gdy właśnie witali się z Bobbym
-Sam, Dean- krzyknęłam rzucając się w ramiona Deana który stał najbliżej. Dopiero czując jego ramiona zamykające mnie wewnątrz jego uścisku poczułam jak bardzo mi ich brakowało przez ten czas spędzony tutaj.
-hej siostro- zaśmiał się Dean czochrając moje i tak nie uczesane włosy. Uśmiechnęłam się odsuwając się od niego i tym razem lądując w ramionach Sama. Wiedziałam ,że się cieszą na mój widok ale widziałam także ,że coś jest nie tak. Po ich minach można było wywnioskować ,że jest coś co chcą jak najszybciej powiedzieć Bobbiemu a nie mogą ponieważ ja tu jestem.
-Przyniosę Wam coś do picia- szepnęłam i nie czekając na ich odpowiedź ruszyłam w stronę kuchni. Jako ,że była ona połączona z salonem usłyszałam głośne przekleństwa Bobbiego gdy otwierałam lodówkę
-Idioci! Jak mogliście pozwolić jej go zabrać- krzyczał nie zważając na to ,że go usłyszę- zapewne już go sprzedała – dodał ciszej ale usłyszałam jeszcze powtarzane pod nosem 'idioci' gdy zaczął chodzić po pomieszczeniu. Wzięłam trzy piwa i ruszyłam w ich stronę
-możemy przestać udawać ,że te kilka metrów sprawia ,że nic nie słyszę- rzuciłam w stronę Deana który chciał coś powiedzieć ale zamilkł widząc ,że idę. Sam zaśmiał się biorąc ode mnie butelkę.
-Pewna 'kobieta'- zaczął Dean akcentując drugie słowo- zabrała... ukradła nam coś cennego- wyrzucił z siebie cały się trzęsąc ze złości.
-Co takiego?- zapytałam siadając na wolnym krześle i wpatrując się na przemian w twarz każdego z nich . Dean udawał ,że nad czymś pilnie myśli, Sam nagle był tak spragniony ,że naraz wypił całe piwo a Bobby tak samo zdziwiony jak ja wpatrywał się w nich.
-ukradła broń, bardzo cenną broń- wypalił wreszcie wiedząc ,że niczego się nie dowiem od braci. Zmarszczyłam brwi skupiając się więc na nim
-broń? Tyle hałasu o jakąś broń? Macie ich na pęczki- mruknęłam
-ta była inna, miała specjalne... właściwości- dodał a ja postanowiłam tego nie drążyć bo tak naprawdę nie interesowało mnie to. Zamiast tego TE zdanie samo wypłynęło z moich ust.
-Coś jest ze mną nie tak.- byłam równie zaskoczona co i oni. Wpatrywałam się w nich przerażona nie wiedząc co mi strzeliło do głowy. Pięć dni i pięć nocy analizowałam każde za i każde przeciw powiedzenia im prawdy. Za każdym razem było tak samo, albo jakieś ZA było nie wystarczalnie mocne albo PRZECIW było zbytnio przerażające. A teraz? Mimowolnie ,bez zastanowienia miałam zamiar zaryzykować. Cisza która zapanowała była tyle przerażająca co dokuczliwa. Czekałam całą wieczność aż ktokolwiek się odezwie.
-Co masz na myśli?- zapytał Sam tak samo zdezorientowany co reszta. Szerze, myślałam że puszczą to mimo uszu, że wezmą to za moją kolejną fanaberię. Zastanawiało mnie czemu wzięli to tak na poważnie? Czyżby coś wiedzieli?
-nie powiedziałam wam wszystkiego- szepnęłam nie wiedząc jak mam zacząć. Widząc ,że czekają aż będę kontynuować dodałam- wtedy gdy Robb a raczej demon mnie zaatakował... nie powiedziałam wam o czymś
-o czym Ems?- spokojny ton Deana mnie zaskoczył bowiem do niego nie pasował. Zazwyczaj krzyczał, klął lub warczał zniecierpliwiony i nadpobudliwy. Teraz zaś stał naprzeciw mnie, wpatrując się we mnie tymi wielkimi zielonymi oczami pełnymi mieszanki... strachu i troski.
-gdy mnie zaatakował coś się stało. On... dźgnął mnie nożem.- Sam spojrzał na Deana dając mu jakiś znak. Zapewne pomyśleli ,że zwariowałam- nie oszalałam. Widziałam go wyraźnie wbitego w moje ciało. Jestem tego pewna tak samo jak tego ,że teraz przed wami siedzę
-Emma to nie tak ,że ci nie wierzymy – Sam uklęknął obok mnie zamykając moje dłonie w swoich- ale sama musisz przyznać ,że to brzmi dziwnie. Nie byłaś ranna gdy przyjechaliśmy
-Wiem !-krzyknęłam podrywając się do góry i odpychając od siebie brata- dlatego sądzę ,że coś jest ze mną nie tak- dodałam łamiącym się głosem. Przeczesałam palcami włosy nie wiedząc jak mam ich przekonać
-Bobby!- zwróciłam się w stronę mężczyzny- pamiętasz jak się skaleczyłam? Widziałeś ranę ,prawda?- zapytałam
-tak- odpowiedział krótko wpatrując się we mnie. Zapewne miał nadzieję ,że nie wydam jak doszło do tego skaleczenia. Podniosłam w jego stronę rękę
-Spójrz- rozkazałam a jego źrenice się powiększyły. Po raz kolejny się zawiodłam. Byłam gotowa na krzyki, retoryczne pytania, zdziwienie, cokolwiek połączone z trzema parami oczu skierowanymi na mnie. Zamiast tego najpierw skupili swoją uwagę na Samie ,następnie na sobie nawzajem a ich niema konwersacja była wręcz namacalna.
-co tu się do diabła dzieję ?!- rozłożyłam bezradnie ręce nie wiedząc co mam o tym myśleć. Stałam tak z otwartą buzią będąc pewna ,że musiałam przenieść się do jakiegoś innego i bardzo dziwnego świata.
-My też coś przed tobą zatailiśmy- Sam podszedł do mnie dłonią wskazując ,że mam usiąść. -wiemy dlaczego mama umarła- dodał siadając obok mnie.
-To ma związek z Samem i jak się teraz okazuję także i z tobą- po mojej drugiej stronie na skraju biurka usiadł Dean. Kontynuowali zanim moje myśli pozwoliły mi powiedzieć cokolwiek.
-Jak już wiesz tamtej nocy gdy Ty i Sam skończyliście pół roku mama została zabita przez demona który stał nad łóżeczkiem Sama. Ty spałaś w pokoju Deana...
-Tata powtarzał ,że cały dzień płakałam za każdym razem gdy kładli mnie w naszym pokoju. Dlatego mama położyła mnie gdzie indziej- wyszeptałam przerywając, musiałam zacząć sobie to układać bowiem trafiały do mnie strzępki zdań
-tak to prawda, nam mówił ,że musiałaś w jakiś sposób wyczuć to co się wydarzy- tym razem głos zabrał Dean- demon który pojawił się w waszym pokoju nie był tam bez powodu, chodziło mu o Sama. On...
-nakarmił mnie swoją krwią- dokończył mój bliźniak opuszczając głowę
-miał jakieś chore zamiary co do niego i innych dzieci którym zrobił to samo -niespodziewanie głos zabrał Bobby
-ale jak to się ma do tego co dzieję się ze mną?- zapytałam chociaż przeczuwałam co usłyszę
-najprawdopodobniej zanim mama nakryła go przy Samie musiał być także i u ciebie- usłyszałam i poczułam nadchodzący atak paniki- u Sama też pojawiły się dziwne....'zdolności', takie jak na przykład prorocze sny – usłyszałam jeszcze ciężko łapiąc oddech
-to znaczy ,że mam w sobie krew demona?!- wyjąkałam zaciskając dłonie na oparciu fotela. Sam spojrzał na mnie z bezradnością kładąc swoją dłoń na mojej
-wiem jak się teraz czujesz, ale uwierz mi na słowo . To ,że być może masz ją w swoim organizmie nie zmienia tym kim jesteś. Nadal jesteś naszą siostrą, dobrą i najsłodszą osobą jaką znamy. Jeżeli ktoś z krwią demona jest taki jak ty to każdy z nas powinien ją w sobie mieć- dodał z lekkim uśmiechem, a mi zrobiło się nagle lżej. Nie z powodu jego słów ale tego ,że przecież nie jestem w tym sama. Przytuliłam go pozwalając łzom swobodnie wsiąkać w jego koszulę
-boję się- szepnęłam- nie zostawiajcie mnie już nigdy więcej, obiecajcie
-obiecujemy.




--------------------------------------------
Ojaaa dziwny ten rozdział, naprawdę dziwny.  Przepraszam za to. :) no i krótki 
następny będzie na podstawie odcinka 3x12 :D szykujcie się na... więzienie. 


1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Uważam że Emma jest za bardzo pyskata, nawet bardziej od Deana,ale tak to reszta mi się podoba. Mam nadzieję że zobaczymy coś z perspektywy chłopców, :D. Dajnie by było zobaczyć ich w akcji. Kiedy nowy rozdział? Błagam, nie każ czekać nam długo! Pozdrawiam, weny i pogody życzę! :)
    (P.S zrób coś z tą pyskatą Emmą, ;) )

    http://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
    http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń