Wiedziałam
,że Bobby się od razu nie zgodzi. To było pewne. Na samym początku
pomyślał ,że żartuję jednak widząc mój zawzięty wyraz twarzy
zrozumiał ,że mówię serio i wtedy pomyślał ,że zwariowałam.
Jednak drobną sugestią i przysięgą ,że cały czas będę w
pokoju motelowym sprawiłam ,że wreszcie udało mi się go namówić.
Tak naprawdę myślę ,że zgodził się widząc, że wreszcie się w
coś zaangażowałam.
- To
zostaje między nami. Nie lubię oszukiwać twoich braci, ale wolałbym
już widzieć się z samym diabłem niż z nimi gdyby wiedzieli gdzie
teraz jedziesz. - pouczył mnie w czasie jazdy
- Spokojnie,
oni mają przede mną tajemnice, to i ja mogę - odpowiedziałam
zajadając żelki. Po moim strajku głodowym i jedzeniu jednego
posiłku dziennie, Bobby nie odmawiał mi niczego ,nawet jeśli przez
te żelki musieliśmy nadrobić drogi szukając najbliższego sklepu.
No dobra nie oszukujmy się ,on mnie zawsze rozpieszczał. Myślę
,że współczuł mi bycia jedyną dziewczyną wśród tylu facetów
.
- Co to za sprawa? - zapytałam niby od niechcenia, chociaż w środku cała skakałam z podniecenia
- Co to za sprawa? - zapytałam niby od niechcenia, chociaż w środku cała skakałam z podniecenia
- Kris
wspomniał jedynie ,że chodzi o mściwego ducha który co tydzień
kogoś zabija. Był już bliski rozwiązania tej sprawy...
- Więc
czemu Cię wezwał? - przerwałam mu, marszcząc brwi
- Dowiedział się czegoś przełomowego w innej sprawie,...
ważniejszej dla niego - dodał, ukradkiem na mnie zerkając jakby ta
informacja miała mi coś powiedzieć - Nie tylko twój tata rozpoczął
życie łowcy z powodu zemsty, większość z nas tak zaczynała -
wyszeptał
- Wiem -
mruknęłam w myślach dodając ,że z własnego doświadczenia. Tata
rozpoczął tą całą nagonkę z powodu śmierci mamy, ja z powodu
jej, jego i Robba. Nareszcie go rozumiałam.
Oczywiście
nie miałam zamiaru siedzieć w pokoju tak jak obiecałam Bobbiemu.
Gdy tylko wynajął dla nas pokoje i zostawiłam swoje rzeczy w moim,
wybiegłam by nie odjechał beze mnie.
- Od
czego zaczynamy? - zapytałam siadając na miejscu pasażera, zanim
mógł się zorientować.
- Cholera
Emma wiedziałem ,że nie mówisz serio z tym siedzeniem w pokoju -
wściekły, uderzył dłonią w kierownicę klnąc pod nosem.
-Nie
denerwuj się tak staruszku, bo ci pikawa siądzie - zaśmiałam się
zapinając pasy. Uwielbiałam się z nim przedrzeźniać. Tak
naprawdę Bobby był dla mnie jak drugi ojciec, to on opiekował się
mną gdy tata „nie mógł”. Podrzucał mnie do niego przynajmniej
raz w miesiącu. Czasami zostawałam u Bobbiego nawet po kilka
tygodni.
- Jadę
spotkać się z Krisem. Przekaże mi wszystko co ma. Masz siedzieć
cicho, nie oddalać się i na miłość boską podciągnij tą bluzkę
,jedziemy do baru. - dodał odpalając silnik. Znowu się zaśmiałam, sadowiąc się wygodnie na siedzeniu i podciągając materiał bluzki, która a pro po nie miała aż tak dużego dekoltu.
Po
chwili siedzieliśmy już w zatłoczonym barze. Rozejrzałam się z
niesmakiem widząc samych pijanych facetów. Było dopiero po 20, a
większość nie była już w stanie nawet siedzieć. Nigdy nie
przebywałam w takich miejscach. Zresztą nie przebywałam nigdzie
oprócz moteli i akademików. Nie piłam też alkoholu więc z
wdzięcznością spojrzałam na wodę, którą zamówił mi Bobby.
Siedzieliśmy tak z 15 minut zanim do naszego stolika dosiadł się
czarnoskóry mężczyzna po czterdziestce.
-Witaj
Kris - mężczyźni przywitali się - To jest Emma... Winchester -
przedstawił mnie przybyszowi, gdy ten spojrzał na mnie pytająco
- Oh, córka Jhona, moje kondolencje - skłonił głową w moją stronę, a
następnie zaciekawiony spojrzał na mojego opiekuna - Myślałem ,że
tylko synowie Winchestera polują
- Bo
tak jest - Bobby odpowiedział zanim miałam okazję zrobić to ja -
Zostawili ją pod moją opieką. A teraz przejdźmy do sprawy - widać
było ,że chcę jak najszybciej skończyć tą rozmowę
- Osiem
martwych kobiet w ciągu dwóch miesięcy. Wszystkie w różnym
wieku, nie spokrewnione, różniące się wyglądem. Jednak udało mi
się znaleźć coś co je łączy... - zrobił pauzę by zwiększyć
naszą ciekawość
- Wszystkie z nich w swoim życiu urodziły dziecko, które potem oddały do adopcji - dokończył pochylając się w naszą stronę wyraźnie uradowany swoim odkryciem
- Wszystkie z nich w swoim życiu urodziły dziecko, które potem oddały do adopcji - dokończył pochylając się w naszą stronę wyraźnie uradowany swoim odkryciem
- Czyli
to duch kogoś kto przed śmiercią dowiedział się ,że był
adoptowany - Bobby odezwał się niespodziewanie - Tylko ,że w tak
dużym miasteczku musiało być sporo takich osób
- Ale
mniej takich którzy przeżyli piekło z adopcyjną rodziną - widząc
dwie pary oczu wlepionych we mnie uświadomiłam sobie ,że
powiedziałam to na głos
- Co
masz na myśli? - po głosie Krisa wiedziałam ,że go zainteresowałam
- Wątpię
by ktoś kto kochał swoją rodzinę chciał się mścić na kimś
kogo nie znał jedynie za porzucenie. Ja na miejscu takiej osoby, byłabym wdzięczna za dobre życie, ale co innego gdybym
przechodziła przez piekło..
- Wtedy
bez wątpienia ten ktoś pragnął by zemsty - dokończył Bobby
posyłając mi uśmiech
- Nie
daleko pada jabłko od jabłoni - Kris wycelował we mnie palec
,machając głową z uznaniem
- Ta mała jest bystra - chciałam już powiedzieć 'mała to może być marchewka w twoich spodniach' ale ugryzłam się w język, w końcu powiedział mi komplement.
- Ta mała jest bystra - chciałam już powiedzieć 'mała to może być marchewka w twoich spodniach' ale ugryzłam się w język, w końcu powiedział mi komplement.
Później
przez wiele godzin nie mogłam zasnąć podekscytowana tym wszystkim.
Jeszcze po powrocie do motelu zaczęliśmy z Bobbiem poszukiwania
naszego ducha. Nie trwały one długo, z tym co wiedzieliśmy
wpadliśmy na trop błyskawicznie. Znaleźliśmy krótki artykuł o
chłopaku, który popełnił samobójstwo 8 tygodni temu, jak
wspomniano pochodził od z patologicznej rodziny. BINGO! Jutro Bobby
pojedzie upewnić się ,że był on adoptowany i sprawa prawie
rozwiązana. Tak, tak, pojedzie sam. Uznał ,że wiezienie mnie do
takich ludzi to za duże niebezpieczeństwo i wreszcie musiałam się
zgodzić by pozostać w pokoju.
Nie
było jeszcze południa, gdy usłyszałam jak ktoś zniecierpliwiony
puka do pokoju obok mojego. To był pokój Bobbiego, tylko ,że ten
wyjechał przecież z samego rana by sprawdzić nasz trop. Wychyliłam
powoli głowę zza drzwi by w razie potrzeby szybko się schować.
- Kris?! -
zapytałam zdziwiona wychodząc na zewnątrz. Odwrócił się nagle w
moją stronę trochę zakłopotany, ale widziałam ,że się śpieszył
- Hej
mała! Gdzie jest Bobby?
- Wyjechał
z rana sprawdzić trop - odpowiedziałam nie ukrywając irytacji w
głosie po jego 'MAŁA'. Mężczyzna złapał się za głowę myśląc
nad czymś.
- Kurdę
to źle.. bardzo źle - mówił pod nosem - Pojechał w złe miejsce -
dodał nadal pod nosem
- Skąd
ta pewność - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej unosząc
podbródek
- Bo
wracam właśnie z Tego prawidłowego miejsca.- spojrzał na mnie
drapiąc się po głowie
- Było mi głupio ,że tak zostawiam tą sprawę. Żaden łowca nie powinien tak robić, więc wczoraj jeszcze poszperałem. Skontaktował się ze mną inny łowca, który miał podobną sprawę dwa lata temu. Wszystko się zgadzało: ktoś zabijał jedną kobietę na tydzień, każda z nich porzuciła swoje dziecko. Tamten odkrył kto to robił, to była mała mieścina i jedyny martwy i zarazem adoptowany zginął kilka dni przed rozpoczęciem się zabójstw. Spalił on jego kości i wszystko ustało, był pewien ,że sprawa jest zamknięta.
- Było mi głupio ,że tak zostawiam tą sprawę. Żaden łowca nie powinien tak robić, więc wczoraj jeszcze poszperałem. Skontaktował się ze mną inny łowca, który miał podobną sprawę dwa lata temu. Wszystko się zgadzało: ktoś zabijał jedną kobietę na tydzień, każda z nich porzuciła swoje dziecko. Tamten odkrył kto to robił, to była mała mieścina i jedyny martwy i zarazem adoptowany zginął kilka dni przed rozpoczęciem się zabójstw. Spalił on jego kości i wszystko ustało, był pewien ,że sprawa jest zamknięta.
- Ale
nie była - przerwałam mu mimowolnie ciągle stojąc w tej samej
pozycji
- Nie,
nie była - posłał mi delikatny uśmiech - Sprawdziłem to jeszcze
dzisiaj rano, okazało się ,że chłopak pochodził z tutejszego
domu dziecka. Pierwsza ofiara pochodząca stąd, to Daniele
Montgomery która nie uwierzysz, trzy miesiące temu zwróciła się
o pomoc do domu dziecka, w odnalezieniu jej dziecka, które oddała
osiemnaście lat temu.
- To
ten sam duch - szepnęłam ściągając brwi - Ale jakim cudem dostał
się tutaj , przecież tamten łowca spalił jego kości?- zapytałam
zbita z tropu ale nim Kris zdążył otworzyć usta, słowa same
wysypały się z moich. - Odnalazła go i przywiozła coś co należało
do niego - wyszeptałam
- Coś
z czym był bardzo związany - dodał mężczyzna patrząc na mnie z
uznaniem - Ty naprawdę jesteś Winchester'ówną.
- Trzeba
przeszukać jej mieszkanie i znaleźć Tą rzecz
- Dlatego
tu jestem. Mam adres, ale razem z nią mieszkał jej mąż. Pracuję
na nocną zmianę wtedy można się tam włamać, jednak ja muszę
pilnie wyjechać … teraz - dodał zerkając pośpiesznie na zegarek
- Dobrze
zostaw adres, przekaże go Bobbiemu
- Dzięki,
miałem do niego zadzwonić, ale wolałem mu to wyjaśnić osobiście.
Teraz zrobisz to ty. - podał mi kartkę i pośpiesznie się odwrócił.
W połowie drogi do swojego samochodu odwrócił się w moją stronę
- Raz
pracowałem z twoim ojcem, musisz wiedzieć ,że nigdy nie poznałem
tak zdolnego łowcy i tak.. zdeterminowanego - dodał po czym odszedł.
„Uwierz
właśnie poznałeś kolejnego”
Bobby
pojawił się dopiero po dwóch godzinach mimo mojego telefonu.
Czyli jednak rodzina tamtego chłopaka mieszkała dalej niż się
wydawało. Oczywiście znowu nie przyjął optymistycznie mojej
propozycji ,że z nim pojadę. Poprzednim razem zgodził się jedynie
dlatego ,że ja nigdy nie kłamałam, naprawdę nigdy. Nawet jeśli
mogłam tym kogoś kryć, nie robiłam tego. 'Czy to ty zrobiłaś?',
'Czy Dean wymknął się w nocy?'- ja zawsze byłam tą co kablowała,
nie dlatego ,że byłam tą ułożona grzeczną dziewczynką. Coś we
mnie mi nie pozwalało. Ok, skłamałam raz. Nie wiem co mną tak
naprawdę wtedy kierowało, złość, pragnienie by komuś dopiec. Do
dziś tego żałuję.... jednak nie chcę teraz do tego wracać.
- Pamiętaj
,że to Ty mnie tu przywiozłeś, zostawiłeś na wiele godzin
podczas, których mogłam zostać zabita - nie chciałam tego , nie
chciałam go ranić. Widziałam jak wpatruję się we mnie z
niedowierzaniem. Zawiodłam go. Zraniłam Bobbiego
- Nie
sądziłem ,że kiedykolwiek to Ty posuniesz się do szantażu -
wyszeptał karcącym i pełnym smutku głosem
- Nie
jestem już małą dziewczyna wierzącą w bajki - odwróciłam się
by nie patrzeć mu w oczy
- Już nie - dodałam ciszej ścierając skrawkiem rękawa samotną łzę spływającą po policzku
- Już nie - dodałam ciszej ścierając skrawkiem rękawa samotną łzę spływającą po policzku
- Ruszamy
za 5 minut- rzucił chłodnym tonem i usłyszałam zamykające się
drzwi.
Opadłam
na łóżko zastanawiając się co się ze mną stało.
Kim
się stałam?
Staliśmy
w kompletnej ciszy przed domem Daniele upewniając się ,że jej mąż
już wyszedł do pracy.
Był
niewielki, piętrowy ,pomalowany na blado niebiesko przypominający
ten zimny kolor pokrywający ściany szpitala. Otaczał go niski,
biały płotek, za którym rosły a raczej sterczały zeschnięte
kwiaty. Widać było ,że nie mieszka tu już żadna kobieta.
- Wchodzisz
za mną, bierzesz parter, ja piętro. Jeśli usłyszysz coś
niepokojącego UCIEKASZ jasne? - Bobby wyciągnął w moją stronę
butelkę że święconą wodą, a w jego oczach oprócz złości
dostrzegłam troskę. Nie straciłam go. Pokiwałam głową i udałam
się za nim.
Gdy
tylko przekroczyliśmy próg domu skierowałam się w stronę salonu
i zaczęłam przeszukiwać półki. To było jak szukanie igły w
stoku siana, z tą różnicą ,że przynajmniej wiedziałam jak igła
wygląda. Bobbiemy udało się jeszcze dowiedzieć ,że kobieta
wyszła za mąż 6 lat temu i jej mąż nie wiedział o oddanym
dziecku. Tak więc cokolwiek wzięła, musiała to ukryć. Udałam
się do kuchni i zaczęłam szukać tam. Po otwarciu kolejnej z
szafek, ujrzałam coś pod jedną że ścierek. BINGO! Mała czerwona
grzechotka, jedyna zabawka w domu bezdzietnego małżeństwa. A
przynajmniej jedyna 'dziecięca' zabawka.
- Bobby
mam to!! - krzyknęłam odwracając się i wtedy go ujrzałam. Na wpół
widoczny niczym hologram, stał w rogu wpatrując się we mnie. Jego
bladą i szarą twarz wykrzywił nagle grymas nie zadowolenia, po
czym ruszył w moja stronę
Krzyknęłam
na oślep sypiąc w niego solą. Nie zważając na moje jakże marne
próby odpędzenia go, jakimś cudem chwycił mnie i rzucił mną
przez kuchnie. Upadłam na stół przewracając go i dłonią tłukąc
wazon.
Ok,
ok, niezbyt profesjonalne zachowanie, żaden jeszcze ze mnie łowca.
No ale dajcie spokój to mój pierwszy duch! Musiał być taki
straszny?! Nie mogłam polować na jakiegoś słodkiego duszka?
Kacpra?
Poczułam
ból w ręce i nim się podniosłam usłyszałam strzał. Najpierw
jeden, potem jeszcze drugi i zjawa zniknęła. Czyjaś silna dłoń
chwyciła mnie pod ramię i podniosła do góry.
- Gdzie
to masz? - zapytał pośpiesznie Bobby, i wtedy zorientowałam się
,że nadal ściskałam zabawkę w drugiej ręce. Podałam mu i nim
duch ponownie się pojawił, rozpalił on kuchenkę i posypując
grzechotkę solą ,podpalił ją.
- Jesteś
cała? - zapytał od razu biorąc w dłonie moje zranione ramię.
Widniało tam dość głębokie rozcięcie. Zdjęłam chustę z szyi
i zawinęłam ją wokół rany dość ciasno
- Do
wesela się zagoi - próbowałam udawać silną, choć bolało jak
diabli. Uśmiechnęłam się delikatnie i udaliśmy się do wyjścia.
Opadłam
zmęczona na łóżko, wpatrując się w sufit. Z jednej strony
zastanawiałam się jak łowcy mogą tak żyć? Ciągle ryzykując
życie, spotykając takie okropieństwa. Z drugiej strony była ta
adrenalina, którą dzisiaj poczułam i myśl ,że być może
uratowaliśmy życie jakieś kobiecie, kolejnej ofierze. Pomogliśmy
tez jakieś duszy przejść spokojnie na drugą stronę, kto wie może
zazna tam spokój. Może wraz z matką odnajdą się nawzajem.
Ha!
Byłam niczym zaklinaczka dusz! Tylko bardziej nieporadna i trochę
nie doświadczona. Dajcie mi czas a będę jeszcze lepsza od niej.
Spojrzałam
sennie w stronę łazienki powoli siadając.
- Nie
ma odwrotu trzeba założyć normalny opatrunek - mruknęłam z
obrzydzeniem zdejmując chustę. Wiedziałam co tam ujrzę. Wsunęłam
delikatnie ramię pod bieżącą wodę by pozbyć się zaschniętej
krwi ,która utrudniała oszacowanie rozmiaru szkody. Jednak gdy krew
spłynęła wraz z nią zniknęło wszystko . Po ranie nie było ani
śladu.
_______________________________
Rozdziały będą pojawiać się co tydzień. Czasami może później, ale jeszcze nie wiem. Na razie mam jakaś tam chęć to pisać ale jeśli nie będzie czytelników będę zmuszona zawiesić bloga
Pozdrowionka :) Jesteście ciekawi jakim cudem Emma jest cała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz