Całą
drogę pokonaliśmy w milczeniu. I to nie jakimś zwykłym , te
napięcie było wręcz namacalne. Oparłam głowę o szybę, delektując się promieniami słońca, które ogrzewały moją zmęczoną
od płaczu twarz. Gdy się ocknęłam w samochodzie, po omdleniu na
polanie, zapytałam o tatę jeszcze dwa razy, i dwa razy bracia
zmienili temat z zakłopotaniem, po którym nastała cisza.
Zrezygnowana i zbyt zmęczona by ich naciskać dałam na razie tej
sprawie spokój. Widziałam ,że byli zdenerwowani, jak zaciskali
szczęki i głęboko nad czymś myśleli. Widziałam jak Dean co
jakiś czas chciał mnie o coś zapytać zerkając w wsteczne
lusterko, ale wreszcie chyba doszedł do wniosku ,że jednak lepiej
będzie jeśli da mi na razie spokój. Sam był jeszcze bardziej
spokojny niż zazwyczaj, wręcz prawie się nie poruszał na siedzeniu
przede mną tępo wpatrując się w szybę przed nami.
***
Do
Bobbiego dojechaliśmy pod wieczór, gdy słońce stało się mocno
pomarańczowe. Z chwilą przekroczenia progu postanowiłam wreszcie
przerwać ciszę i uderzyć na całej linii
- Gdzie
jest tata? I nie zmieniajcie tematu - dodałam szybko podniesionym
tonem, miałam dość robienia ze mnie idiotki. W tej kwestii
wystarczył mi Robb – Wiem ,że od roku ma mnie gdzieś, ale na
litość boską jestem jego córką, mógł przyjechać lub nie
wiem... chociaż oddzwonić - wrzasnęłam gestykulując. Mimo
zdenerwowania wyłapałam, jak przy słowach o jego ignorancji Dean i
Sam wymienili spojrzenia
- Em
tata nigdy nie miał cię dość, kochał Cię tak samo jak nas - Sam
uniósł ręce do góry w pojednawczym geście - Po prostu nie mógł
przyjechać
- Nie
Emuj mi tu teraz - syknęłam, wskazując na niego groźnie palcem -
Gdyby mu na mnie zależało bardziej niż na tej przeklętej zemście, byłby tu teraz on...
- Em
proszę cię, porozmawiajmy o tym innego dnia, zbyt wiele dziś
przeszłaś - spokojny, wręcz błagalny ton głosu Deana nie tyle mnie
uspokoił co wystraszył
- Proszę
,powiedzcie mi - wyszeptałam czując jak z mojej twarzy odpływa cała
krew. Myśli podążył do najmroczniejszych zakamarków mojej
wyobraźni
- Jhon
nie żyję - słowa Bobbiego były niczym zanurzenie się w lodowatej
wodzie, poczułam miliony sztylecików wbijających się w moją
skórę
- Cholera
Bobby - Dean warknął odwracając się wściekły, tak samo jak Sam w
stronę mężczyzny. Ja zaś stałam próbując przypomnieć sobie
jak się oddycha. Wdech, wdech, wdech, nie... to nie TAK! Zapominasz
o wydechu! Znowu poczułam tą dziwną pustkę wypełniającą moje
ciało i duszę, wiedziałam co się za chwilę stanie. Ile to ja
razy w ciągu ostatniej doby traciłam przytomność? Serio straciłam
rachubę. Przymknęłam powieki gotowa na upadek, ale czyjeś silne
ramiona znalazły się w odpowiedniej chwili w odpowiednim czasie.
Nie chciałam wiedzieć kto to, chciałam jedynie w tej chwili usnąć
i zapomnieć.
***
Tym
razem ocknęłam się leżąc na jakimś łóżku. Tak to musiało
być łóżko, w dodatku byłam przykryta miękkim, puszystym kocem.
Przekręcając się na bok i podkulając nogi, mój wzrok coś
wyłapał. Naprzeciw mnie na ścianie pokrytej beżową tapetą, w
czerwone róże widniało pękniecie. Papier w tym miejscu odchodził
w dwie strony, ukazując bezlitośnie nagą, starą ścianę. Czy moje
serce też teraz tak wyglądało? Czy było niszczonym przez lata
kawałkiem materii, oklejonym nadzieją która w końcu pękła? Czy
nadal biło? Nie czułam bowiem nic. Żadnego bólu zapierającego
dech w piersi, żadnego żalu do stwórcy, żadnych łez próbujących
wypalić sobie drogę przez moje zmęczone oczy.
DO
CHOLERY TWÓJ TATA NIE ŻYJE! Twój jedyny rodzic umarł, a ty leżysz
i nie stać cię nawet na jedną małą łzę? - mój mózg wręcz
kipiał nienawiścią i odrazą do mnie. „Jesteś tym czym i ja,
razem tworzymy jedność”- przypomniałam mu, nie odrywając wzroku
od tapety.
Nie
wiem ile czasu minęło, dni, tygodnie? Leżałam cały czas w tej
samej pozycji, tępo wpatrując się w uszczerbek na ścianie. Wiem
,że byli u mnie moi bracia mówiąc ,że muszą wyjechać. Jakaś
ich znajoma miała do nich sprawę. Ellie? Ella? Nie wiem, nie
wsłuchiwałam się. Powtarzali ,że im przykro, że będą mnie
odwiedzać i ,że Bobby ma się mną opiekować. Nie odpowiedziałam
nic, nie wydawałam żadnych dźwięków, gestów, NIC.
Byłam
martwa za życia, puste naczynie z licznymi pęknięciami. Był też
sam Dean, który opowiedział mi jak zmarł tata. Mówił powoli,
często robiąc przerwy, maszerując od okna do łóżka, i z
powrotem.
-Oddał
życie za mnie - szepnął na koniec. Musiało go to wiele kosztować,
cierpiał i powinnam mu ulżyć w tym stanie, ale nie potrafiłam.
„Rusz się bezwartościowa kupo kości, zrób coś”- mój mózg
znowu dawał o sobie znać, ale w tej chwili on i moje ciało były
dwoma oddzielnymi organizmami, których pragnienia były różne.
Jedno domagało się reakcji, jakiejkolwiek... drugie chciało
spokoju.
Po
ich wyjeździe całkowicie straciłam rachubę czasu. Drzwi otwierały
się jedynie gdy Bobby przynosił jedzenie. Na początku wracał po
kilku godzinach i odbierał je w takim stanie w jakim je pozostawił.
Jednak po kilku dniach (tak mi się wydaję ,że minęły dni bowiem
rozpoznałam przynajmniej trzy wschody słońca) zapach jedzenia
sprawił ,że podniosłam z zaciekawieniem wzrok zatrzymując go na
misce zupy stojącej na komodzie. Pachniała niesamowicie. Rzuciłam
się na nią jak wygłodniałe zwierzę.
Choć
po zjedzeniu jej, wróciłam do swojej czynności (wpatrywania się w
ścianę) to jednak usłyszałam pełne ulgi westchnienie Bobbiego, który przyszedł po naczynia.
Jako
,że zaczęłam jeść musiałam także zacząć korzystać z toalety
co wiązało się z kolejnym opuszczaniem łóżka.
Moja
żałoba przeskoczyła także na inny poziom. Któregoś dnia po
prostu wstałam i nie kontrolując swoich nóg zeszłam na dół. Nie
zastałam nikogo. Podeszłam do blatu kuchennego przejeżdżając po
nim palcem, był brudny. I nagle zaczęłam sprzątać. Ba, można
rzec ,że wpadłam w trans. Po powrocie Bobby stał przez chwilę
przyglądając mi się, jednak nic nie powiedział. Zajął się bez
słowa przygotowywaniem posiłku. Kolejne dni minęły tak samo: ja
sprzątałam, Bobby zajmował się swoimi sprawami. Później gotował, a na koniec siadaliśmy razem do obiadu. Wieczorem wracałam do
pokoju, kładłam się na łóżku i przez większość nocy
wpatrywałam się w pęknięcie na ścianie.
***
Zgodnie
z tym co udało mi się obliczyć na kalendarzu minęło 5 tygodni od
'incydentu' na kampusie. Gdy pierwszego dnia, tygodnia szóstego, wstałam by po raz kolejny wyczyścić i tak już czysty salon, usłyszałam ,że Bobby rozmawia z kimś przez telefon. Nie mogli to
być moi bracia bowiem Ci dzwonili wieczorami.
- Przykro
mi Kris.... nie dam rady.. mam hmm .. inną robotę. Spróbuję
załatwić kogoś innego, kto się tym zajmie - to mi wystarczyło by
wiedzieć ,że chodzi o TE sprawy. Zaciskając usta, czym prędzej
pobiegłam na górę do swojego pokoju. Wywaliłam zawartość szafki
w biurku na blat. JEST! Zębami oderwałam kawałek taśmy i
podeszłam do ściany i znanego mi rozcięcia. Zakleiłam je płynnym
ruchem.
Udało
się.
Znalazłam
cel.
Nadzieję
Naprawię
swoje serce
Zemszczę
się.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Przecież jestem córką i siostrą najlepszej
rodziny łowców. Tam na dole jest kolejny. Ja może i na razie
jestem tylko zwykłą dziewczyną, ale to się zmieni. Stanę się taka
jak oni. Będę łowcą! A wtedy niech sam diabeł czuwa nad swoimi
czarnookimi sługami, bowiem zabiję ich wszystkich. Zniszczę ich.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Oh tak, przerażałam
sama siebie, ale to dobrze.
- Zapłacą
mi za wszystko - wyszeptałam z obłędem w głosie. Spojrzałam
jeszcze raz na zaklejone pęknięcie i wybiegłam z pokoju.
- Oddzwoń
do swojego znajomego - zwróciłam się do zdezorientowanego Bobbiego -
Jedziemy na polowanie - dodałam z szerokim uśmiechem.
Tak
rozpoczęła się faza trzecia, mojej żałoby
_____________________________
Jest i rozdział 3, wiem wiem dołujący ale obiecuję ,że teraz będzie więcej akcji.
Jak zapewne słyszycie od teraz na blogu gra muzyka, pomyślałam ,że do każdego rozdziału będę dodawać muzykę przy której go pisałam może wpłynie tez na was.
Bardzo dziękuje Wszystkim którzy czytają
Proszę, czytasz-komentuj dla Ciebie to chwila czasu dla mnie nowa motywacja
Komentarz może być pozytywny lub negatywny ważne by konstruktywny, będę wiedziała co mam poprawić a czego się trzymać.
Przepraszam, rozdział nie sprawdzany od połowy :D
Znalazłam twojego bloga przez przypadek, bo szukałam szablonu z Deanem. Zaczęłam czytać, tak z ciekawości bo moją uwagę przykuł gif z Eleną Gilbert. A teraz się niesamowicie wciągnęłam! Obserwuje, czekam na dalsze rozdziały i zapraszam do siebie. Liczę na twoją opinie, która jest dla mnie ważna. Pozdrawiam, życzę weny, ładnej pogody, a przede wszystkim weny! :)
OdpowiedzUsuńhttp://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
Yay, trafiłam na twojego bloga wczoraj i jak tylko znajduje chwilę, to pochłaniam kolejne rozdziały. Sam pomysł, oraz sposób w jaki prowadzisz bloga jest genialny. Przedemną jeszcze kilka rozdziałów, a ja już się martwię, że to za krótko !
OdpowiedzUsuńDziękuje Baaaardzo serdecznie, mam nadzieję ,że dalsze rozdziały także cię zaintersują :)
UsuńZnalazłam Twojego bloga przez przypadek promujący się na YT. Fajny właśnie zaczęłam go czytać i bardzo pomysł mi się podoba. Drażni mnie tylko jedna rzecz Jhon - John (jest prawidłowo). Biorę się za dalsze czytanie :) Gdybyś chciała możesz i do mnie zajrzeć :)
OdpowiedzUsuń