son

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 11



Wokół mnie panowała pustka. Jednolita, nieprzenikniona ciemność. W oddali słychać było jedynie dziwnego rodzaju szum. Woda? Powietrze? Próbowałam wsłuchać się bardziej, jednak wtedy mój słuch wyłapał kolejny dźwięk. Piszczenie, dochodzące gdzieś z boku. Było równomierne, mechaniczne i mogłabym przysiąc ,że skądś je znałam. Starałam się poruszyć, czułam jednak jakbym leżała pod betonową ścianą. Wszystkie moje mięśnie ogarniał przytłumiony ból. Skupiłam całą swoją uwagę na dłoni, która znajdowała się w czymś miękkim i ciepłym. Dzięki skupieniu udało mi się poruszyć palcem, albo przynajmniej tak mi się wydawało. Wtedy to co oplatało moją dłoń zwiększyło uścisk.
– Emma? – usłyszałam swoje imię wymówione dobrze mi znanym głosem. O Matko! Umarłam.
– Dean – chciałam powiedzieć , jednak coś zasłaniające mi usta to uniemożliwiało. Otworzyłam więc delikatnie oczy od razu je zamykając. Słup ostrego, żółtego światła boleśnie mnie oślepił. Spróbowałam znowu, tym razem przygotowana na to co miało się stać. Gdy tylko moje oczy wreszcie przyzwyczaiły się do panującej jasności, spojrzałam zszokowana na brata, który siedział obok, wpatrując się we mnie z troską. Czyli to prawda. Umarłam. A co więcej, trafiłam do piekła, bo czy to nie tam trafił Dean? Pikanie urządzenia obok przyśpieszyło, gdy mój wzrok odszukał jeszcze inną znajomą twarz. Przy drzwiach stał Sam. Czyli on też nie żyję, dlatego się ze mną nie komunikował? Maszyna oszalała, wydając coraz ostrzejsze dźwięki. Przypomniałam sobie za co odpowiadała. To serce próbowało wydostać się z mojego ciała. Przerażony Dean zaczął krzyczeć do Sama, ten wybiegł, jednak nie pamiętam co stało się później. Świat na nowo spowiła ciemność.
Umarłam i co najgorsze cieszyło mnie to. Byłam w piekle z moją rodziną.

Tylko czy w piekle... są szpitale?

***

Nie, nie ma. Przekonałam się o tym chwilę później, gdy odzyskałam ponownie przytomność. Nade mną tym razem stał Bobby i jakiś lekarz. Tak więc Dean i Sam byli tylko wytworem mojej wyobraźni.
– Co ja tutaj robię? – wychrypiałam walcząc ze snem. Leki które mi podano były naprawdę silne.
– Policjanci kazali się poinformować, gdy tylko się ocknie – lekarz spojrzał na Bobbiego przejęty, po czym opuścił salę.
– Policja? Ja...
– Znaleziono cię ledwo żywą w jakimś opuszczonym hotelu. Nie miałaś przy sobie żadnych dokumentów, więc szukano cię wśród zaginionych. Znaleźli zgłoszenie z twojej uczelni – Bobby mówił szybko, starając się przygotować mnie na pytania policjantów.
– Pamiętasz? Po ataku Robba zostałaś uznana za zaginioną. Policja połączyła te fakty. Są pewni ,że porywacz przez cały ten czas cię przetrzymywał, nie wiedzą tylko... – nie dokończył, do sali weszło dwóch stróżów prawa i jakaś kobieta, zapewne psycholog sądowy.
– Witaj Emmo. Nazywam się Clary Donovan, jestem psychologiem. To są agenci McFlurry i Clark. Będę obecna w czasie, gdy oni zadadzą ci kilka pytań, dobrze? – przytaknęłam szukając wzrokiem Bobbiego. Jednak mężczyźni ustali nade mną jak sępy nad padliną, nie dopuszczając do mnie jedynej znanej mi tu twarzy.
– Emmo czy pamiętasz co się wydarzyło na kampusie w dniu, w którym zaginęłaś? – policjant nachylił się bliżej mnie, w dłoni ściskając mały notatnik. Miałam ochotę automatycznie odpowiedzieć na pytanie, jednak powstrzymałam się i walcząc z lekami, starałam się wymyślić jak najszybciej poprawną odpowiedź.
– Mój chłopak Robb zaprosił mnie na randkę – odpowiedziałam pewnym siebie głosem wiedząc ,że zapewne Molly już im o tym powiedziała. Skoro zaginęłam musieli ją przesłuchiwać. Mężczyzna stojący obok zanotował coś w swoim notesie.
– Chodzi ci o Robba Harrinsona? – wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym miała potwierdzić tylko coś co jest dla nich oczywiste. Wiedziałam o co chodzi, Robb także był zaginiony. W końcu sama widziałam jego zwęglone ciało.
– Tak – odpowiedziałam już mniej pewnie. – Czy go odnaleźliście? – zapytałam udając zaciekawienie. Musiałam się dowiedzieć co wiedzą. Ci spojrzeli po sobie, zapewne zastanawiając się czy powinni mi powiedzieć. Byłam pewna ,że nie odnaleźli jego zwłok. W końcu moi bracia i Bobby, się nim zajęli.
– Emma – z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety stojącej obok. – Możesz nam opowiedzieć co się stało tamtego dnia? – policjanci przesunęli się, tym samym odsłaniając mi stojącego w kącie Bobbiego. Jego mina mówiła mi wszystko, policja nie odnalazła ciała.
– Tak jak mówiłam Robb zabrał mnie na 'randkę niespodziankę', bo tak je nazywaliśmy. Co czwartek, któreś z nas organizowało spotkanie w jakimś tajemniczym miejscu. Tym razem była to jego kolej, w dodatku była to nasza rocznica, więc spodziewałam się czegoś wyjątkowego. Nie spodziewałam się jednak tego – mój głos załamał się i ostatnie słowo zabrzmiało piskliwie. Wspominanie tamtego dnia było zbyt bolesne. – Robb zabrał mnie za teren szkoły. Zdziwiłam się ,że poszliśmy tak daleko, gdzieś gdzie nie było żywej duszy. Na początku wszystko było w porządku, jednak późnej coś się zmieniło.
– Co takiego? – jeden z agentów, wyższy i bardziej muskularny, zrobił kilka kroków w bok, ciągle coś zapisując. Spojrzałam na Bobbiego, bojąc się ,że powiem coś czego nie powinnam. Leki mnie otępiały, trudno było mi wymyślić coś konkretnego. Drugi z policjantów podążył za moim wzrokiem.
– Zgodziliśmy się na obecność twojego wujka, ponieważ na to nalegał. Jednak jeśli chcesz może wyjść – natychmiast spojrzałam przerażona na mężczyznę kręcąc przecząco głową. Nie chciałam by wychodził.
– Nie, proszę. Chcę by został – wychrypiałam. – Robb zaczął się dziwnie zachowywać – kontynuowałam by jak najszybciej to zakończyć. – Uderzył mnie. Zaczął wygadywać dziwne rzeczy, zachowywał się jak szaleniec – po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie mogłam uwierzyć ,że oczerniam imię Robba, chociaż to wszystko była wina demona. – Uderzył mnie jakimś kijem, musiałam stracić przytomność. Kolejna rzecz jaką pamiętam, to jakiś opuszczony budynek – miałam zamiar od razu wspomnieć o hotelu, jednak wiedziałam ,że byłam tam tylko kilka dni i oni mogli to łatwo udowodnić. Moja historia musiała być jak najbardziej autentyczna.
– Czy był to hotel w którym cię znaleźliśmy? – w głosie policjanta można było ponownie usłyszeć ,że oczekuje potwierdzenia oczywistego. Spojrzałam na niego załzawionymi oczami.
– Nie. Robb musiał często zmieniać kryjówkę. Nie pamiętam jak to robił i kiedy, ponieważ większość czasu byłam nieprzytomna, ale pomieszczenia, w których się budziłam były różne. Ostatni z nich był ten w hotelu. Gdy się ocknęłam go nie było. Wykorzystałam to i postanowiłam spróbować uciec. Udało mi się zrzucić ze schodów. Jak widać zadziałało i ktoś mnie znalazł – dokończyłam pośpiesznie by wreszcie uciąć ich pytania.
– Dobrze. Dziękujemy Emmo. Wiemy ,że musiało to być dla ciebie trudne – pani psycholog spojrzała znacząco na policjantów.
– Myślę ,że na dzisiaj to wystarczy. Gdyby mieli jeszcze panowie jakieś pytania Emma odpowie na nie gdy wyjdzie ze szpitala – dodała kierując się w stronę drzwi, dając jasno do zrozumienia ,że mają iść za nią. Zauważyłam ,że Bobby wpatruję się w nią z lekkim uśmiechem, a gdy ta odwzajemniła spojrzenie oboje kiwnęli do siebie znacząco.
– Znajoma? – zapytałam gdy zostaliśmy sami. Mężczyzna potwierdził siadając na krześle obok mojego łóżka. Jego mina mnie niepokoiła.
– Coś się stało? – zapytałam, przypominając sobie te dziwne halucynacje Deana i Sama. Czyżby mój brat bliźniak naprawdę nie żył? Poczułam jak ogarnia mnie panika. – Chodzi o Sama? Czy wszystko z nim w porządku?
– Tak. Sam jest cały i zdrowy. Czeka na korytarzu. Nie mógł tu wejść. Jest poszukiwany przez policję, pamiętasz? – kiwnęłam twierdząco, odwracając wzrok. Jakoś nie skakałam z radości ,że tu jest. Ulżyło mi ,że nic mu nie jest, jednak z drugiej strony przez to potwierdziły się moje obawy. Sam żył i naprawdę mnie opuścił, z własnej nie przymuszonej woli. To bolało.
– Emmo, jest tu ktoś jeszcze – Bobby zdjął czapkę i przejechał dłonią po łysiejącej głowie – Był tu już wcześniej ,ale po twojej ...reakcji, postanowiliśmy najpierw cię na to jakoś przygotować – spojrzał na mnie, a ja odwróciłam gwałtownie wzrok. Chciał bym sama na to wpadła i nie pomylił się. Wiedziałam o kogo mu chodzi, ale to było nie możliwe.
– Dean umarł, sam mi to powiedziałeś – szepnęłam z wyrzutem. – A może się pomyliłeś?
 – Nie. Dean naprawdę wtedy umarł, ale powrócił – widziałam jak ta odpowiedź go męczyła, mnie zaś nurtowało coś innego.
– Czy któryś z was zawarł nowy pakt? Ty lub Sam?
– Nie, nie. To nic z tych rzeczy. Powrót Deana jest bardziej skomplikowany i wyjaśnimy ci to w domu. Teraz musimy cie stąd zabrać i to szybko – dla potwierdzenia wagi swoich słów spojrzał zdenerwowany w stronę drzwi.
– Melisa obiecała zatrzymać policjantów przez jakiś czas, ale nie da rady tego robić w nieskończoność – już chciałam zapytać kim jest ta cała Melisa, ale przypomniałam sobie o pani psycholog. Te leki naprawdę mnie otępiały. – Zaraz przyprowadzę wózek, poczekaj. – Bobby poderwał się w stronę drzwi, ale zatrzymałam go.
– Nie trzeba. Ze mną wszystko w porządku, naprawdę. Jestem tylko na lekkim, lekowym haju, ale nic mi nie jest – zaczęłam podnosić się do pozycji siedzącej.
– Emmo, masz pękniętą śledzionę, połamane żebra, uszkodzony obojczyk, złamany nadgarstek. W dodatku miałaś obrzęk mózgu, byłaś skrajnie odwodniona i wygłodzona. Lekarze zastanawiali się jakim cudem jeszcze żyjesz, więc pozwól ,że wezmę wózek. – Bobby był naprawdę przerażony. Spojrzałam na niego z troską, nigdy nie chciałam by musiał się o mnie martwić. Miałam być tą bezproblemową mała dziewczynką, która jest jedynym statycznym elementem w tej pokręconej rodzince.
– Bobby kocham cię jak ojca i musisz mi uwierzyć na słowo, kiedy mówię ,że nic mi nie jest. W ciągu ostatnich kilku miesięcy non stop byłam na pograniczu życia i śmierci – być może nawet umierałam codziennie. Ostatnie dodałam w myślach, bowiem gdyby tak się zastanowić te moje 'omdlenia' mogły być tak naprawdę czymś innym. Teraz myśląc o tym na trzeźwo, muszę przyznać ,że Donachiel nie przynosił mi jedzenia, tak więc od kilku tygodni nie jadłam. Jaki normalny człowiek przeżył by coś takiego?
Bobby zrezygnowany zgodził się ze mną i otulając mnie swoim czarnym płaszczem wyprowadził na korytarz. Nim się zorientowałam byliśmy już na zewnątrz, gdzie czekali na mnie bracia. Obaj. Miałam ochotę śmiać się, płakać i krzyczeć równocześnie, tak jakby ostatnie miesiące były tylko złym snem, jakby nic się nie wydarzyło.
– Dean – krzyknęłam nie mogąc dłużej zachować spokoju. Ten podszedł do mnie zamykając mnie w swoim żelaznym uścisku. Tak mi tego brakowało. Jego zapach koił moje nerwy lepiej niż nie jeden medykament. Była to mieszanka prochu, szarego mydła i whisky. Chciałabym by ta chwila trwała wiecznie, ale Dean odsunął się i nadal otulając mnie ramieniem poprowadził w stronę Impali. Poczułam jeszcze czyjąś dłoń na swoich plecach. Odwróciłam się powoli i posłałam Samowi wymuszony uśmiech. Ostatnie miesiące nie były tylko wyimaginowanym koszmarem, snem ,który chciało by się zapomnieć. To wszystko wydarzyło się naprawdę, tak samo jak mój żal do brata.

***

– Emma co się naprawdę stało? – przysunęłam do ust kubek z gorącą herbatą, w głowie układając co powinnam powiedzieć. Odkąd przyjechaliśmy do Bobbiego, robiłam wszystko byle by tylko odsunąć jak najdalej tą rozmowę, niestety bez skutku. Najpierw wykręciłam się prysznicem, później jedzeniem i tak przez kolejne dwie godziny. Jednak gdy wreszcie usiedliśmy razem w salonie, nie miałam innego wyjścia, musiałam zacząć mówić.
– Dlaczego tak nagle zniknęłaś? Ktoś cię porwał? Jakiś demon? – oczy Bobbiego wyrażały jedynie smutek i poczucie winy. Odstawiłam kubek z głośnym plaśnięciem.
– Nie. Tak – potarłam czoło – Lepiej będzie jak zacznę od początku. Wszystko się zaczęło, gdy zostałam opętana przez demona jeszcze przed śmiercią Deana – tylko skończyłam te zdanie, a w pomieszczeniu zaogniła się dzika wymiana zdań. Cała trójka chciała wiedzieć kiedy, jak, dlaczego? Zadawali pytania jak rasowi policjanci, nie pozwolili mi pominąć żadnego szczegółu. Później wspomniałam o próbie zawarcia paktu z demonem i to na nowo wywołało burzę. Najbardziej jednak zdziwiła mnie reakcja moich towarzyszy na wspomnienie anioła ,który mnie wtedy uratował.
– Jak się nazywał? – zapytał Dean przewiercając mnie wzrokiem. Jego głos brzmiał tak samo jak tych stróżów prawa ze szpitala. Tak jakby znał już odpowiedź na to pytanie, teraz chciał tylko bym to potwierdziła.
– Castiel – odpowiedziałam niepewnym cichym głosem pewna ,że mnie nie usłyszał. Cisza jednak ,która zapadła wtedy w pomieszczeniu mówiła mi wszystko. Wiedzieli kim on jest i co więcej na pewno go spotkali.
– Co jest? Znacie go? Przyszedł do was? – zadawałam pytanie po pytaniu, wyczekując odpowiedzi. Zanim jednak, któryś z nich zdążył otworzyć choćby usta, usłyszałam inny dobrze mi znany głos.
– Emmo – odwróciłam się jak na komendę podążając za wzrokiem pozostałej trójki. W progu kuchni stał nikt inny jak on, Castiel.   











___________________________
Witajcie. Tym razem rozdział pojawił się planowo i tak też będą pojawiać się następne. Ta wakacyjna sytuacja była jednorazowa. Martwi mnie jednak ta cisza tutaj, czyżby wszyscy uciekli ^^ haha  (oczywiście nie mówię o nowych czytelnikach, których serdecznie witam)
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Ja jestem zakochana w tym szablonie, za który Bardzo Dziękuje StrayHeart <333 
Do następnego i oczywiście liczę na wasze opinie o tym co tu się teraz dzieję. Emma jest już z braćmi, pojawił się Cass! ^^ Czy podoba wam się taki obrót sytuacji?

6 komentarzy:

  1. melduję obecność! wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale najzwyczajniej w świecie zapomniałam :)
    jeju jest tak ciekawie i sama nie wiem co mogę napisać oprócz tego, że ta historia bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać czym jeszcze nas zaskoczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szablon lepszy od poprzedniego - bardziej klimatyczny :)
    Co do nowej sytuacji - zdecydowanie podoba mi się! Cass *.*
    Teraz mam niedosyt i chcę więcej. Wiesz jak przyciągnąć uwagę czytelnika! :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak .Sama nie mogłam się doczekać pojawienia Castiela <3
      Dziękuje bardzo :)

      Usuń
  3. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale mnie nie było. Ale już jestem i nadrobiłam zaległości. Rozdział mi się jak najbardziej podoba, oczywiście końcówka najlepsza. :*
    Szablon o wiele lepszy od poprzedniego, ten jest bardziej mroczny i w ogóle w moim guście.
    No i jeszcze mam parę uwag:
    - popracuj jeszcze nad przecinkami (wiem, powtarzam się)
    - i jeśli chodzi o dialogi też jest mały błąd (ktoś mi zwrócił na to uwagę i teraz ja się czepiam :D)
    PRZYKŁAD:
    — Kup mleko — podałam pieniądze chłopakowi. Źle
    — Kup mleko. — Podałam pieniądze chłopakowi. Dobrze
    Chodzi o to, że jeśli nie używasz słów typu: powiedziała, mówiła, wyszeptała, zapytała, krzyknęła itp. po wypowiedzianych słowach ma być kropka i po pauzie z dużej litery (jak w przykładzie).
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Cieszę się ,że dotarłaś :).
      Ah, zastanawiałam się właśnie jak to jest z tymi kropkami haha ^^ dziękuje, na pewno zacznę stosować :)
      Dziękuje <3

      Usuń