Nefilim
Poł Człowiek
Pół Anioł
Te trzy określenia motają się w
mojej głowie. Kim jestem? Czemu taka jestem? A może raczej, czym
jestem? Całe dnie poświęcam na rozgryzienie tego. Od wydarzenia na
rozdrożach minęło już sporo czasu. Nie jestem w stanie powiedzieć
tak naprawdę ile.
Castiel, tak nazywa się anioł, który
mnie uratował. Jak się okazało przeniósł mnie wtedy z powrotem
do domu Bobbiego. Nie wiem jak to zrobił i w tamtym momencie nie
interesowało mnie to. Powiedział jedynie ,że mam tu pozostać,
bowiem tylko tutaj jest w stanie mnie odnaleźć. Nie zrozumiałam
wtedy tego i dzisiaj nic się nie zmieniło. Mimo wszystko,
posłuchałam go. Przynajmniej tak było na początku.
Bobby się zmienił. Zaczął więcej
pić, był cichy i czasami miałam wrażenie, że jego umysł na całe
dnie opuszcza ciało. Jednak największą zmianę odkryłam pewnego
ranka, gdy niespodziewanie wbiegł do mojej sypialni i rozsunął z
hukiem zasłony.
– Wstawaj! – krzyknął. Pamiętam
,że spojrzałam zaspana i zdezorientowana na zegarek, który
wskazywał godzinę czwartą. Jednak wyraz jego twarzy, jego postawa
sprawiły ,że mimo wszystko podniosłam się błyskawicznie z łóżka
i posłusznie powędrowałam za nim. Miałam opuchnięte od płaczu
powieki i obgryzione do krwi paznokcie. Te drugie stało się moim
nowym nałogiem. Obgryzałam je nawet nieświadomie przez sen.
Przecierając podrażnione oczy nie
zauważyłam jak doszliśmy na koniec złomowiska. Przed sobą
ujrzałam stertę szklanych butelek ustawionych na drewnianym płocie.
Bobby wyjął broń i bez słowa wcisnął mi ją do dłoni.
– Nauczę cię jak się bronić –
wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam o co mu chodzi. Mnie
i moich braci kochał niczym swoje własne dzieci, których niestety
nie miał. Opiekował się nami, wychowywał nas. Bywały momenty ,że
był dla nas lepszym ojcem niż Jhon kiedykolwiek był. Dean i Sam
byli wyćwiczeni przez tatę, a mimo wszystko umierali. Najpierw Sam
został dźgnięty w plecy, a następnie Dean zawarł pakt, który
sprowadził na niego śmierć. Bobby nie chciał stracić nikogo
więcej, a tylko ja tak naprawdę pozostawałam w tej rodzinie
bezbronna. Nie potrafiłam się bronić.
Treningi odbywały się codziennie.
Była to mieszanina nauki strzelania, walki wręcz, podnoszenia mojej
sprawności, kondycji, wyćwiczenia mięśni. Z czasem zauważałam
zmiany zachodzące w moim ciele, ale i w psychice. Stałam się
silniejsza, w pełnym rozumieniu tego słowa . W dodatku nasze
zajęcia miały także wpływ na coś innego. Zauważyłam ,że są
one lecznicze dla mężczyzny. Zaczął mniej pić, dbać o siebie.
Raz nawet zdarzyło mi się widzieć go uśmiechniętego.
Wiem ,że trenowaliśmy przez dwa
miesiące, bowiem Bobby prowadził plan zajęć. I wtedy, gdy
wszystko zaczynało się układać, pojawił się kolejny anioł.
Wracałam wtedy spod prysznica, gdy zastałam go w mojej sypialni. Na
nic się zdały moje słowa oburzenia, zachowywał się tak jakby
mnie nie rozumiał. Powiedział wtedy ,że musi mnie ostrzec.
Zostając tutaj miałam stanowić niebezpieczeństwo dla Bobbiego.
Dodał też ,że przysłał go Castiel. W tamtej chwili nie ufałam
żadnemu z nich. Jednak mimo wszystko nie chciałam ryzykować życia
kogoś kto był dla mnie jak ojciec. Donachiel, czy też Castiel, nie
miało to dla mnie znaczenia. Obaj byli aniołami, obaj byli dla mnie
obcy. To jednak nie zmienia faktu ,że zawdzięczałam temu drugiemu
życie. Spakowałam się więc i pozwoliłam by skrzydlaty przeniósł
mnie w inne, bezpieczne miejsce.
Zapewne zastanawiacie się czemu nie
udałam się do Sama. Czemu nie poprosiłam go o pomoc?
Sam nie odezwał się do nas słowem,
odkąd opuścił Bobbiego. Nie było go przy mnie, kiedy go
najbardziej potrzebowałam. Wiem ,że zabrzmi to samolubnie i może
taka jestem, ale mam mu to za złe. Tak bardzo jak w głębi mojej
duszy zagnieździła się rozpacz po Deanie, tak samo ukorzenił się
żal do Sama. Te dwa uczucia dominowały u mnie przez ostatni czas i
teraz nie mogę już bez nich żyć. Za każdym razem gdy budzę się
zalana potem po koszmarze, gdzie widzę śmierć Deana, jego krzyk
skierowany do mnie, gdzie nie mogę go uratować – mam ochotę
zadzwonić do Sama. Chcę usłyszeć jego głos, obietnicę ,że
wszystko będzie w porządku. Jednak wtedy przypominam, sobie o bólu,
który czułam i z którym sama musiałam sobie radzić. O tym ,że
to Bobby przekazał mi wieści o Deanie.
Do Bobbiego napisałam kilka dni temu.
Sama nie wiem czemu tak długo się z tym ociągałam. No dobra,
wiem. To ze strachu. Bałam się tego jak zareagował na mój nagły
wyjazd, jak musiał się czuć ze świadomością ,że kolejny
Winchester go zostawił. Boję się tego jak to na niego wpłynęło.
Miałam zamiar napisać mu powód dlaczego, go opuściłam. Ale gdy
tylko zaczęłam pisać, zaczęłam też się plątać w swoich
wyjaśnieniach i zamiast jednej strony wytłumaczenia, wyszło sześć
stron zawiłych kłamstw. Napisałam więc jedynie ,że u mnie
wszystko dobrze i ,że przepraszam go za wszystko.
***
Opieram ciężką od zmęczenia głowę
o ścianę obok łóżka. Minęło kilka tygodni odkąd Donachiel
mnie tu przeniósł. Kilka dni po tym zaczęłam miewać silne bóle
głowy. Nie są to zwykłe bóle, bowiem towarzyszą im głosy. Z
tego co zdążyłam się zorientować są to głosy aniołów.
Czasami atak ten trwa tak długo ,że z wycieńczenia tracę
przytomność. Budzę wtedy otępiała, słysząc jedynie bicie
własnego serca. Donachiel odwiedza mnie raz na kilka dni, zawsze
wtedy staję przede mną i kładąc dłonie na mojej głowie mruczy
coś niezrozumiałego dla mnie. Castiel nie odwiedził mnie ani razu.
Zaczynam mieć złe przeczucia. Mam wrażenie ,że Donachiel coś we
mnie burzy, jakiś mur, który oddziela mnie od łaski, która we
mnie jest. Z każdą jego wizytą coś się we mnie budzi. Głosy
stają się silniejsze a ja sama czuję się jedynie bardziej
przytłoczona. Ale i potężniejsza, co mnie jedynie bardziej
przeraża. W dodatku nabieram pewności ,że nie współpracuję on z
Castielem. Dziwnie reaguje gdy o niego pytam. Miałam zamiar wczoraj
uciec, ale znowu dostałam ataku a głosy przybrały tak na sile ,że
nie byłam w stanie wstać z łóżka. Obudziłam się dopiero
dzisiaj pod wieczór. Miałam zamiar uciec od razu, gdy tylko się
ocknęłam, ale jestem tak zmęczona ,że marzę jedynie o śnie.
Moje powieki ważą tonę a ciało zrosło się z kanapą. Chciałam
poeksperymentować i spróbować porozumieć się z Castielem przez
te anielskie radio w mojej głowie. Doszłam jednak do wniosku, że
przecież nie wiem czy powinnam mu ufać. Uratował mnie kilka razy,
to fakt, ale skąd mam wiedzieć czy nie miał w tym własnego celu.
Postanowiłam ,że prędzej skopię
Donachielowi ten jego opierzały tyłek niż pozwolę mu położyć
na mnie swoje ręce. Nie jestem naiwna i wiem ,że on także
sprowadził mnie tu dla własnych celów, jednak za każdym razem gdy
mnie odwiedzał byłam zbyt zmęczona by walczyć. Kilka dni temu gdy
wreszcie czułam się nawet dobrze – jeśli można nazwać tak
czołganie się po podłodze odkryłam ,że zabrał mi telefon.
Pięknie, nie?
Spojrzałam na wiszący na ścianie
obraz. Dziwne. Mogłabym przysiąc ,że jeszcze kilka dni temu wisiał
gdzieś indziej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i albo zaczynałam
wariować, albo po ostatniej wizycie, anioł urządził tu
przemeblowanie. Na drżących nogach przesunęłam się na krawędź
łóżka by móc odsłonić roletę.
– Głupia! – przeklęłam samą
siebie. Byłam w ogóle innym miejscu niż ostatnio. Jak źle musi ze
mną być ,że nie zauważyłam czegoś takiego. – Jestem skończoną
idiotką. Wpakowałam się w tarapaty – warknęłam, mając ochotę
przywalić samej sobie. Nie był to najlepszy pomysł zważając na
to ,że ledwo siedziałam. Przymknęłam powieki starając się
skoncentrować na resztce sił jaką w sobie miałam. Podniosłam
się, co poskutkowało jedynie natychmiastowym upadkiem na podłogę.
– Przeklęte nogi weźcie się w
garść! – jęknęłam bliska płaczu. – Pamiętaj, nigdy nie
ufaj aniołowi w beżowym płaszczu ani innemu z blond loczkami –
warczałam jak rozdrażniony ratlerek. O dziwo, to pomagało.
Przeklinałam więc dalej, wszystkich i wszystko.
– Tak walnij się na tą podłogę i
umrzyj jak cała twoja rodzina – wisielczy humor? Tak to cała ja w
tamtym momencie. – To jest to w czym jesteście najlepsi. W
umieraniu – podeszłam do drzwi, całym ciężarem ciała
naciskając na klamkę. Poleciałam do przodu wraz z drzwiami.
Zamiast jęku z moich ust wydobył się histeryczny śmiech.
Podniosłam się na czworaka i obijając się od ścian brnęłam
dalej. Obraz przed moimi oczami rozmywał się, ale za wszelką cenę
starałam się zajść jak najdalej. Byłam na jakiejś klatce
schodowej, gdzie tynk pod moimi dłońmi opadał na ziemie wraz ze
mną. Krok za krokiem walczyłam o jeszcze jeden metr. Słyszałam w
oddali jakieś szumy, głosy. Miałam tylko nadzieję ,że nie jest
to wytwór mojej chorej wyobraźni. Udało mi się doczłapać do
schodów, w dole widziałam drzwi wyjściowe. Wręcz czułam powiew
świeżego powietrza dobiegający od nich. Zamrugałam kilka razu
starając się wyostrzyć obraz, moje dłonie zaczęły obsuwać się
pod ścianie. Zauważyłam jakieś cienie za szybą w drzwiach.
Przymknęłam powieki przysłuchując się odgłosom coraz
głośniejszych rozmów i przejeżdżających samochodów. Jak dobrze
,że ten skretyniały skrzydlaty umieścił mnie wśród ludzi.
Wiedziałam ,że nie dam rady zejść po schodach i ,że jeśli tu
zostanę On wróci i znowu mnie gdzieś przeniesie. Tym razem mogę
nie mieć tyle szczęścia. Zacisnęłam powieki i z całą resztą
sił jaka mi pozostała rzuciłam się do przodu. Poczułam pierwsze
uderzenie o kant stopnia gdy spadałam. Jednak ból zniknął,
czułam kolejne uderzenia, świat przed moimi oczami wirował, ale
nie czułam i nie słyszałam nic. Spadając z ostatniego stopnia
przeturlałam się jeszcze kilka metrów uderzając plecami w drzwi.
Te z głośnym skrzypnięciem się uchyliły. Dopiero wtedy poczułam
zimny powiew na skórze dłoni która wystawała na zewnątrz.
Nadgarstek był nienaturalne wykrzywiony do tyłu, ale nie
przejmowałam się tym. Udało mi się.
Ktoś inny podbiegł.
Byłam uratowana.
_____________________________________________________
Miałam zamiar poczekać na nowy szablon, jednak doszłam do wniosku ,że zbyt długo nie dodawałam rozdziału. Ostatni pojawił się w czerwcu. Tak więc Witam z powrotem tyck, którzy wytrwali w czekaniu. Mam nadzieję ,że są tu tacy i ,że część dalsza opowiadania wam się spodoba.
Do usłyszenia.
Jako, że uwielbiam SPN to muszę tutaj zacząć zaglądać częściej! :) Zaraz biorę się za nadrabianie rozdziałów i zaraz opisze moje wrażenia ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie: http://ostatni-wladca.blogspot.com/
Zaczęłam pisać opowiadanie. Może akurat wyda cie się fajne :) Mogę liczyć na konstruktywną krytykę? :D
Dziękuje bardzo. Mam nadzieję ,że opowiadanie Ci się spodoba.
UsuńPrzeczytałam i mi się spodobało! Nawet bardzo. :) Może po kolei: fragment z dziewicą potrzebną Ruby- uwielbiam ten odcinek i reakcję Dean'a więc super, że się tu znalazło. Gif z płaczącym Dean'em mnie rozczulił ;_; Fajnie również, że wspomniałaś o paktach z rozdroża. No i przede wszystkim CASTIEL - czekałam kiedy się pojawi. Mam nadzieję, że będzie równie "wesoły i nieogarnięty" co w serialu :D
Usuń"Skopię opierzony tyłek" wiem, że to mówi Emma ale nie mogę nic poradzić na to, że w głowie słyszałam jak mówi to Dean. :)
Podsumowując - jest super :)
Mam tylko dwa "ale"... Niestety.
Jakoś obrazek Niny Dobrev nie pasuje mi do postaci Emmy. Jednak to twoja decyzja więc ją akceptuję. :)
I jeśli można to powiększ odrobinę tekst. Ciężko się czyta tak małym druczkiem. :)
Ale się rozpisałam... ;)
Życzę Ci dalszej weny!
PS. Jeśli możesz to informuj mnie o nowych rozdziałach(w zakładce "Strych")
Dziękuje bardzo mocno za wszystkie te słowa <3 :)
UsuńCo do Niny to nic nie poradę , ale tekst powiększyłam ^^ :)jeszcze raz dziękuje :D
Ale się tutaj potoczyło! Hoho, dawno tu nie zaglądałam :) Teraz moje życie głównie opiera się na Supernatural, grupie na której piszę, i na ludziach z fandomu. Teraz zaczęłam oglądać Doctor Who, wcześniej Sherlocka, i tak ten czas leci, przez co nie mam czasu na blogi. Cóż, przeczytałam rozdział z zapartym tchem. Znalazłam kilka malutki literówek, i ciut błędów interpunkcyjnych. No ale komu się one nie zdarzają? Na pewno mnie 8)) XD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne, mam nadzieję, że nadrobię całego bloga, a nowy szablon jest genialny!
Pozdrawiam i czekam na więcej.