Wokół mnie panowała pustka.
Jednolita, nieprzenikniona ciemność. W oddali słychać było
jedynie dziwnego rodzaju szum. Woda? Powietrze? Próbowałam wsłuchać
się bardziej, jednak wtedy mój słuch wyłapał kolejny dźwięk.
Piszczenie, dochodzące gdzieś z boku. Było równomierne,
mechaniczne i mogłabym przysiąc ,że skądś je znałam. Starałam
się poruszyć, czułam jednak jakbym leżała pod betonową ścianą.
Wszystkie moje mięśnie ogarniał przytłumiony ból. Skupiłam całą
swoją uwagę na dłoni, która znajdowała się w czymś miękkim i
ciepłym. Dzięki skupieniu udało mi się poruszyć palcem, albo
przynajmniej tak mi się wydawało. Wtedy to co oplatało moją dłoń
zwiększyło uścisk.
– Emma? – usłyszałam swoje imię
wymówione dobrze mi znanym głosem. O Matko! Umarłam.
– Dean – chciałam powiedzieć ,
jednak coś zasłaniające mi usta to uniemożliwiało. Otworzyłam
więc delikatnie oczy od razu je zamykając. Słup ostrego, żółtego
światła boleśnie mnie oślepił. Spróbowałam znowu, tym razem
przygotowana na to co miało się stać. Gdy tylko moje oczy wreszcie
przyzwyczaiły się do panującej jasności, spojrzałam zszokowana
na brata, który siedział obok, wpatrując się we mnie z troską.
Czyli to prawda. Umarłam. A co więcej, trafiłam do piekła, bo czy
to nie tam trafił Dean? Pikanie urządzenia obok przyśpieszyło,
gdy mój wzrok odszukał jeszcze inną znajomą twarz. Przy drzwiach
stał Sam. Czyli on też nie żyję, dlatego się ze mną nie
komunikował? Maszyna oszalała, wydając coraz ostrzejsze dźwięki.
Przypomniałam sobie za co odpowiadała. To serce próbowało
wydostać się z mojego ciała. Przerażony Dean zaczął krzyczeć
do Sama, ten wybiegł, jednak nie pamiętam co stało się później.
Świat na nowo spowiła ciemność.
Umarłam i co najgorsze cieszyło mnie
to. Byłam w piekle z moją rodziną.
Tylko czy w piekle... są szpitale?
***
Nie, nie ma. Przekonałam się o tym
chwilę później, gdy odzyskałam ponownie przytomność. Nade mną
tym razem stał Bobby i jakiś lekarz. Tak więc Dean i Sam byli
tylko wytworem mojej wyobraźni.
– Co ja tutaj robię? –
wychrypiałam walcząc ze snem. Leki które mi podano były naprawdę
silne.
– Policjanci kazali się
poinformować, gdy tylko się ocknie – lekarz spojrzał na Bobbiego
przejęty, po czym opuścił salę.
– Policja? Ja...
– Znaleziono cię ledwo żywą w
jakimś opuszczonym hotelu. Nie miałaś przy sobie żadnych
dokumentów, więc szukano cię wśród zaginionych. Znaleźli
zgłoszenie z twojej uczelni – Bobby mówił szybko, starając się
przygotować mnie na pytania policjantów.
– Pamiętasz? Po ataku Robba
zostałaś uznana za zaginioną. Policja połączyła te fakty. Są
pewni ,że porywacz przez cały ten czas cię przetrzymywał, nie
wiedzą tylko... – nie dokończył, do sali weszło dwóch stróżów
prawa i jakaś kobieta, zapewne psycholog sądowy.
– Witaj Emmo. Nazywam się Clary
Donovan, jestem psychologiem. To są agenci McFlurry i Clark. Będę
obecna w czasie, gdy oni zadadzą ci kilka pytań, dobrze? –
przytaknęłam szukając wzrokiem Bobbiego. Jednak mężczyźni
ustali nade mną jak sępy nad padliną, nie dopuszczając do mnie
jedynej znanej mi tu twarzy.
– Emmo czy pamiętasz co się
wydarzyło na kampusie w dniu, w którym zaginęłaś? – policjant
nachylił się bliżej mnie, w dłoni ściskając mały notatnik.
Miałam ochotę automatycznie odpowiedzieć na pytanie, jednak
powstrzymałam się i walcząc z lekami, starałam się wymyślić
jak najszybciej poprawną odpowiedź.
– Mój chłopak Robb zaprosił mnie
na randkę – odpowiedziałam pewnym siebie głosem wiedząc ,że
zapewne Molly już im o tym powiedziała. Skoro zaginęłam musieli
ją przesłuchiwać. Mężczyzna stojący obok zanotował coś w
swoim notesie.
– Chodzi ci o Robba Harrinsona? –
wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym miała potwierdzić tylko coś co
jest dla nich oczywiste. Wiedziałam o co chodzi, Robb także był
zaginiony. W końcu sama widziałam jego zwęglone ciało.
– Tak – odpowiedziałam już mniej
pewnie. – Czy go odnaleźliście? – zapytałam udając
zaciekawienie. Musiałam się dowiedzieć co wiedzą. Ci spojrzeli po
sobie, zapewne zastanawiając się czy powinni mi powiedzieć. Byłam
pewna ,że nie odnaleźli jego zwłok. W końcu moi bracia i Bobby, się nim zajęli.
– Emma – z zamyślenia wyrwał mnie
głos kobiety stojącej obok. – Możesz nam opowiedzieć co się
stało tamtego dnia? – policjanci przesunęli się, tym samym
odsłaniając mi stojącego w kącie Bobbiego. Jego mina mówiła mi
wszystko, policja nie odnalazła ciała.
– Tak jak mówiłam Robb zabrał mnie
na 'randkę niespodziankę', bo tak je nazywaliśmy. Co czwartek,
któreś z nas organizowało spotkanie w jakimś tajemniczym miejscu.
Tym razem była to jego kolej, w dodatku była to nasza rocznica,
więc spodziewałam się czegoś wyjątkowego. Nie spodziewałam się
jednak tego – mój głos załamał się i ostatnie słowo
zabrzmiało piskliwie. Wspominanie tamtego dnia było zbyt bolesne. –
Robb zabrał mnie za teren szkoły. Zdziwiłam się ,że poszliśmy
tak daleko, gdzieś gdzie nie było żywej duszy. Na początku
wszystko było w porządku, jednak późnej coś się zmieniło.
– Co takiego? – jeden z agentów,
wyższy i bardziej muskularny, zrobił kilka kroków w bok, ciągle
coś zapisując. Spojrzałam na Bobbiego, bojąc się ,że powiem coś
czego nie powinnam. Leki mnie otępiały, trudno było mi wymyślić
coś konkretnego. Drugi z policjantów podążył za moim wzrokiem.
– Zgodziliśmy się na obecność
twojego wujka, ponieważ na to nalegał. Jednak jeśli chcesz może
wyjść – natychmiast spojrzałam przerażona na mężczyznę
kręcąc przecząco głową. Nie chciałam by wychodził.
– Nie, proszę. Chcę by został –
wychrypiałam. – Robb zaczął się dziwnie zachowywać –
kontynuowałam by jak najszybciej to zakończyć. – Uderzył mnie.
Zaczął wygadywać dziwne rzeczy, zachowywał się jak szaleniec –
po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie mogłam uwierzyć
,że oczerniam imię Robba, chociaż to wszystko była wina demona. –
Uderzył mnie jakimś kijem, musiałam stracić przytomność.
Kolejna rzecz jaką pamiętam, to jakiś opuszczony budynek –
miałam zamiar od razu wspomnieć o hotelu, jednak wiedziałam ,że
byłam tam tylko kilka dni i oni mogli to łatwo udowodnić. Moja
historia musiała być jak najbardziej autentyczna.
– Czy był to hotel w którym cię
znaleźliśmy? – w głosie policjanta można było ponownie
usłyszeć ,że oczekuje potwierdzenia oczywistego. Spojrzałam na
niego załzawionymi oczami.
– Nie. Robb musiał często zmieniać
kryjówkę. Nie pamiętam jak to robił i kiedy, ponieważ większość
czasu byłam nieprzytomna, ale pomieszczenia, w których się
budziłam były różne. Ostatni z nich był ten w hotelu. Gdy się
ocknęłam go nie było. Wykorzystałam to i postanowiłam
spróbować uciec. Udało mi się zrzucić ze schodów. Jak widać
zadziałało i ktoś mnie znalazł – dokończyłam pośpiesznie by
wreszcie uciąć ich pytania.
– Dobrze. Dziękujemy Emmo. Wiemy ,że
musiało to być dla ciebie trudne – pani psycholog spojrzała
znacząco na policjantów.
– Myślę ,że na dzisiaj to
wystarczy. Gdyby mieli jeszcze panowie jakieś pytania Emma odpowie
na nie gdy wyjdzie ze szpitala – dodała kierując się w stronę
drzwi, dając jasno do zrozumienia ,że mają iść za nią.
Zauważyłam ,że Bobby wpatruję się w nią z lekkim uśmiechem, a
gdy ta odwzajemniła spojrzenie oboje kiwnęli do siebie znacząco.
– Znajoma? – zapytałam gdy
zostaliśmy sami. Mężczyzna potwierdził siadając na krześle obok
mojego łóżka. Jego mina mnie niepokoiła.
– Coś się stało? – zapytałam,
przypominając sobie te dziwne halucynacje Deana i Sama. Czyżby mój
brat bliźniak naprawdę nie żył? Poczułam jak ogarnia mnie
panika. – Chodzi o Sama? Czy wszystko z nim w porządku?
– Tak. Sam jest cały i zdrowy. Czeka
na korytarzu. Nie mógł tu wejść. Jest poszukiwany przez policję,
pamiętasz? – kiwnęłam twierdząco, odwracając wzrok. Jakoś nie
skakałam z radości ,że tu jest. Ulżyło mi ,że nic mu nie jest,
jednak z drugiej strony przez to potwierdziły się moje obawy. Sam
żył i naprawdę mnie opuścił, z własnej nie przymuszonej woli.
To bolało.
– Emmo, jest tu ktoś jeszcze –
Bobby zdjął czapkę i przejechał dłonią po łysiejącej głowie
– Był tu już wcześniej ,ale po twojej ...reakcji, postanowiliśmy
najpierw cię na to jakoś przygotować – spojrzał na mnie, a ja
odwróciłam gwałtownie wzrok. Chciał bym sama na to wpadła i nie
pomylił się. Wiedziałam o kogo mu chodzi, ale to było nie
możliwe.
– Dean umarł, sam mi to powiedziałeś
– szepnęłam z wyrzutem. – A może się pomyliłeś?
– Nie. Dean naprawdę wtedy umarł,
ale powrócił – widziałam jak ta odpowiedź go męczyła, mnie
zaś nurtowało coś innego.
– Czy któryś z was zawarł nowy
pakt? Ty lub Sam?
– Nie, nie. To nic z tych rzeczy.
Powrót Deana jest bardziej skomplikowany i wyjaśnimy ci to w domu.
Teraz musimy cie stąd zabrać i to szybko – dla potwierdzenia wagi
swoich słów spojrzał zdenerwowany w stronę drzwi.
– Melisa obiecała zatrzymać
policjantów przez jakiś czas, ale nie da rady tego robić w
nieskończoność – już chciałam zapytać kim jest ta cała
Melisa, ale przypomniałam sobie o pani psycholog. Te leki naprawdę
mnie otępiały. – Zaraz przyprowadzę wózek, poczekaj. – Bobby
poderwał się w stronę drzwi, ale zatrzymałam go.
– Nie trzeba. Ze mną wszystko w
porządku, naprawdę. Jestem tylko na lekkim, lekowym haju, ale nic
mi nie jest – zaczęłam podnosić się do pozycji siedzącej.
– Emmo, masz pękniętą śledzionę,
połamane żebra, uszkodzony obojczyk, złamany nadgarstek. W dodatku
miałaś obrzęk mózgu, byłaś skrajnie odwodniona i wygłodzona.
Lekarze zastanawiali się jakim cudem jeszcze żyjesz, więc pozwól
,że wezmę wózek. – Bobby był naprawdę przerażony. Spojrzałam
na niego z troską, nigdy nie chciałam by musiał się o mnie
martwić. Miałam być tą bezproblemową mała dziewczynką, która
jest jedynym statycznym elementem w tej pokręconej rodzince.
– Bobby kocham cię jak ojca i musisz
mi uwierzyć na słowo, kiedy mówię ,że nic mi nie jest. W ciągu
ostatnich kilku miesięcy non stop byłam na pograniczu życia i
śmierci – być może nawet umierałam codziennie. Ostatnie
dodałam w myślach, bowiem gdyby tak się zastanowić te moje
'omdlenia' mogły być tak naprawdę czymś innym. Teraz myśląc o
tym na trzeźwo, muszę przyznać ,że Donachiel nie przynosił mi
jedzenia, tak więc od kilku tygodni nie jadłam. Jaki normalny
człowiek przeżył by coś takiego?
Bobby zrezygnowany zgodził się ze mną
i otulając mnie swoim czarnym płaszczem wyprowadził na korytarz.
Nim się zorientowałam byliśmy już na zewnątrz, gdzie czekali na
mnie bracia. Obaj. Miałam ochotę śmiać się, płakać i
krzyczeć równocześnie, tak jakby ostatnie miesiące były tylko
złym snem, jakby nic się nie wydarzyło.
– Dean – krzyknęłam nie mogąc
dłużej zachować spokoju. Ten podszedł do mnie zamykając mnie w
swoim żelaznym uścisku. Tak mi tego brakowało. Jego zapach koił
moje nerwy lepiej niż nie jeden medykament. Była to mieszanka
prochu, szarego mydła i whisky. Chciałabym by ta chwila trwała
wiecznie, ale Dean odsunął się i nadal otulając mnie ramieniem
poprowadził w stronę Impali. Poczułam jeszcze czyjąś dłoń na
swoich plecach. Odwróciłam się powoli i posłałam Samowi
wymuszony uśmiech. Ostatnie miesiące nie były tylko wyimaginowanym
koszmarem, snem ,który chciało by się zapomnieć. To wszystko
wydarzyło się naprawdę, tak samo jak mój żal do brata.
***
– Emma co się naprawdę stało? –
przysunęłam do ust kubek z gorącą herbatą, w głowie układając
co powinnam powiedzieć. Odkąd przyjechaliśmy do Bobbiego, robiłam
wszystko byle by tylko odsunąć jak najdalej tą rozmowę, niestety
bez skutku. Najpierw wykręciłam się prysznicem, później
jedzeniem i tak przez kolejne dwie godziny. Jednak gdy wreszcie
usiedliśmy razem w salonie, nie miałam innego wyjścia, musiałam
zacząć mówić.
– Dlaczego tak nagle zniknęłaś?
Ktoś cię porwał? Jakiś demon? – oczy Bobbiego wyrażały
jedynie smutek i poczucie winy. Odstawiłam kubek z głośnym
plaśnięciem.
– Nie. Tak – potarłam czoło –
Lepiej będzie jak zacznę od początku. Wszystko się zaczęło, gdy
zostałam opętana przez demona jeszcze przed śmiercią Deana –
tylko skończyłam te zdanie, a w pomieszczeniu zaogniła się dzika
wymiana zdań. Cała trójka chciała wiedzieć kiedy, jak, dlaczego?
Zadawali pytania jak rasowi policjanci, nie pozwolili mi pominąć
żadnego szczegółu. Później wspomniałam o próbie zawarcia paktu
z demonem i to na nowo wywołało burzę. Najbardziej jednak zdziwiła
mnie reakcja moich towarzyszy na wspomnienie anioła ,który mnie
wtedy uratował.
– Jak się nazywał? – zapytał
Dean przewiercając mnie wzrokiem. Jego głos brzmiał tak samo jak
tych stróżów prawa ze szpitala. Tak jakby znał już odpowiedź na
to pytanie, teraz chciał tylko bym to potwierdziła.
– Castiel – odpowiedziałam
niepewnym cichym głosem pewna ,że mnie nie usłyszał. Cisza jednak
,która zapadła wtedy w pomieszczeniu mówiła mi wszystko.
Wiedzieli kim on jest i co więcej na pewno go spotkali.
– Co jest? Znacie go? Przyszedł do
was? – zadawałam pytanie po pytaniu, wyczekując odpowiedzi. Zanim
jednak, któryś z nich zdążył otworzyć choćby usta, usłyszałam
inny dobrze mi znany głos.
– Emmo – odwróciłam się jak na
komendę podążając za wzrokiem pozostałej trójki. W progu kuchni
stał nikt inny jak on, Castiel.
___________________________
Witajcie. Tym razem rozdział pojawił się planowo i tak też będą pojawiać się następne. Ta wakacyjna sytuacja była jednorazowa. Martwi mnie jednak ta cisza tutaj, czyżby wszyscy uciekli ^^ haha (oczywiście nie mówię o nowych czytelnikach, których serdecznie witam)
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Ja jestem zakochana w tym szablonie, za który Bardzo Dziękuje StrayHeart <333
Do następnego i oczywiście liczę na wasze opinie o tym co tu się teraz dzieję. Emma jest już z braćmi, pojawił się Cass! ^^ Czy podoba wam się taki obrót sytuacji?