Drogi
Pamiętniku,
ostatni
raz pisałam tutaj gdy byłam zagubiona. Teraz myśląc o tamtych
rozterkach chcę mi się śmiać. Miałam kochającego chłopaka,
oddaną przyjaciółkę, i wizję szczęśliwej przyszłości. Teraz
nie mam nic. Siedzę w barze, w niewielkim miasteczku na południu
kraju i jedyną dobrą rzeczą jaką mogę o nim powiedzieć to to
,że mają naprawdę smaczne hamburgery. Gdy przybyłam tutaj nie
miałam pieniędzy, znajomości, nikogo z kim mogłabym dzielić swój
nędzny los. W dodatku byłam zdruzgotana po rozmowie z braćmi,
którzy od tamtego felernego dnia nie odezwali się do mnie. Zostałam
sama.
Po
trzech tygodniach spędzonych tutaj nie zmieniło się tak naprawdę
nic. Nadal nie mam znajomych, jestem sama, a co do pieniędzy to mimo
pracy w barze nie posiadam ich. Właściciel a także mój pracodawca
nie płaci mi, bowiem pracuję w zamian za pokój nad barem, i
jedzenie. Dzięki Bogu są jeszcze napiwki.
Gdybyś
mógł mówić zapytałbyś zapewne sarkastycznie co z moim wielkim
marzeniem o pozostaniu nieustraszoną łowczynią? Ja zawstydzona
spuściłabym wzrok nie wiedząc co odpowiedzieć.
Sadzę
,że Dean miał rację. Myśląc o tym teraz wiem ,że ktoś musiał
mną mentalnie potrząsnąć bym się opamiętała. Nie oszukujmy
się, jestem rozwydrzona. Całe życie spędziłam w zamknięciu nie
znając co znaczy naprawdę żyć. Teraz zostałam wypuszczona z
klatki, i nie potrafię sobie poradzić z normalnym życiem, więc
jak mogę nawet myśleć o polowaniu? Gdyby moi bracia tu byli
wszystko byłoby łatwiejsze, pomogliby mi. Tak jak tata nauczył ich
wszystkiego ,tak oni nauczyli by mnie. Sama nie wskóram nic, zapewne
zostałabym zabita przez jakiś nawiedzony but, taki jak w książce
Richelle Mead....
Upuściłam
zrezygnowana długopis, opierając głowę na wolnej ręce. Czyżbym
była tak samotna ,że moim jedynym powiernikiem stał się jakiś
notes? Wgryzłam się w końcówkę długopisu tak jak mam to w
zwyczaju gdy się denerwuję, i zmęczona spojrzałam na kubek już
zimnej kawy.
-Świetnie,
nie ma to jak zimna kawusia z rana po nocnej zmianie- mruknęłam
niezadowolona, mimo wszystko upijając łyk. Nie było mnie stać na
świeżą dolewkę. Przymknęłam powieki starając się wyczyścić
swoją głowę. Chciałabym by istniała specjalna szmatka, którą
wymazałabym wszystkie swoje doświadczenia, i zaczęła od nowa z
typową tabula rasą. Zapisałabym się wtedy zamiast na studia to do
zakonu, tak by było lepiej dla wszystkich. Będąc na studiach
oczywiście tęskniłam za braćmi, jednak byłam tak zajęta i
pochłonięta towarzystwem innych ludzi, że w pewnym stopniu ten
smutek był wypełniany. Teraz nie było nikogo kto by uzupełnił tą
pustkę tym bardziej, że moi bracia stali się nie tylko
najbliższymi mi osobami, ale i jedynymi.
Spojrzałam
na wiszący na ścianie zegar, wskazywał dziesiątą, tak więc do
mojej pracy pozostało osiem godzin. Co ja niby będę robiła tyle
czasu? Pokój wyczyściłam na połysk przedwczoraj, wczoraj zaś
pomagałam charytatywnie w domu starców.
Problem został rozwiązany, gdy tylko usiadłam na swoim łóżku, nagle poczułam jakby moje powieki ważyły tonę. To prawda ,że ostatnio prawie nie sypiam. A mówiąc 'ostatnio' mam na myśli 'ostatnie trzy tygodnie'. I oczywiście 'prawie' w moim słowniku znaczyło tyle samo co 'nic'. Korzystając więc z nagłego przypływu senności czym prędzej pozwoliłam swoim zmysłom odpłynąć do krainy Morfeusza.
Problem został rozwiązany, gdy tylko usiadłam na swoim łóżku, nagle poczułam jakby moje powieki ważyły tonę. To prawda ,że ostatnio prawie nie sypiam. A mówiąc 'ostatnio' mam na myśli 'ostatnie trzy tygodnie'. I oczywiście 'prawie' w moim słowniku znaczyło tyle samo co 'nic'. Korzystając więc z nagłego przypływu senności czym prędzej pozwoliłam swoim zmysłom odpłynąć do krainy Morfeusza.
Obudził
mnie na początku trudny do zidentyfikowania hałas. Poderwałam się
gwałtownie do pozycji siedzącej, próbując odzyskać świadomość
umysłu. Dotarło do mnie ,że hałas był spowodowany czyimś
upartym dobijaniem się do moich drzwi. Spojrzałam zdezorientowana
na zegarek, wskazywał godzinę dziewiętnastą.
-O
mój Boże!- zerwałam się do pozycji stojącej w przeciągu
sekundy, co poskutkowało nagłym zawrotem głowy. Oparłam obie
dłonie o umywalkę wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Mokre
włosy lepiły mi się do spoconej twarzy, a podkrążone oczy
przerażały odcieniami szarości. W tle ciągle słyszałam
uciążliwe walenie do drzwi.
-Zaraz!-
wrzasnęłam zachrypniętym głosem, dopiero zdając sobie sprawę
jak nieregularny jest mój oddech. Czułam się, i wyglądałam
jakbym przebiegła kilka mil. Przemyłam twarz zimną wodą, włosy
związałam w kucyk, i pośpiesznie opuściłam pokój.
-Czy
ty wiesz która jest godzina? Powinnaś tam być już od godziny!-
ton głosu szefa wskazywał ,że jest nieźle wkurzony. Szłam nie
ośmielając się odwrócić.
-Zatrudniłem
Cię z litości, inaczej skończyłabyś na ulicy.- wykrzykiwał gdy
zbliżaliśmy się do wejścia na salę- Co ty sobie myślisz? Może
do cholery mam tam sam iść i zapierdalać za ciebie!?- zatrzymałam
się odwracając się w jego stronę.
-Przepraszam
Szefie, to się więcej nie powtórzy- wyszeptałam, oczekując
kolejnej fali przekleństw. Zamiast niej mężczyzna spojrzał na
mnie, przełknął głośno ślinę i odwracając głowę w drugą
stronę warknął jedynie.
-Dzisiaj
pracujesz godzinę dłużej.
Musiałam
wyglądać naprawdę okropnie.
Praca
mijała mi wyjątkowo szybko, do czasu. Podeszłam właśnie do
stolika w sekcji innej kelnerki, która akurat musiała zastąpić
barmana. Przy stoliku siedziało czworo mężczyzn w różnym wieku.
Uśmiechnęłam się grzecznie opierając tacę o stolik.
-Podać
coś jeszcze?- zapytałam zbierając brudne naczynia. Jeden z
mężczyzn podsunął w moją stronę swój opróżniony kufel.
-Jeszcze
jedna kolejka skarbie.- odpowiedział bez żadnych emocji, a mój
wzrok od razu powędrował w stronę jego nadgarstka. Widniał na nim
tatuaż przedstawiający pentagram, podobny do tego który mieli moi
bracia. Podniosłam wzrok i spostrzegłam ,że on także przygląda
się mojej dłoni. Akurat tej na której nosiłam bransoletkę
ochronną od taty.
-Już
podaję- wybełkotałam z udawanym uśmiechem, i czym prędzej się
oddaliłam.
Ten
mężczyzna albo jest łowcą, albo po prostu fanem mrocznych rzeczy.
Jednak nie wyglądał na tego drugiego, a to oznaczało ….
Emma
wariujesz, po prostu chcesz widzieć wszędzie łowców. Daj sobie
spokój.
A
co jeżeli?
DAJ
NA LUZ!
Gdy
tylko wróciłam do ich stolika poczułam na sobie spojrzenie
czterech par oczu, wiedziałam że musieli rozmawiać o mnie.
Postawiłam powoli tacę na stoliku starając się zachowywać jak
najbardziej normalnie. Cisza z jaką mnie obserwowali sprawiła ,że
postanowiłam zaryzykować.
-Na
co polujecie?- zapytałam nie podnosząc wzroku, nadal stawiając
przed nimi pełne piwa kufle. Mężczyzna z tatuażem na nadgarstku
zaśmiał się. Po chwili gdy wyprostowałam się, zabierając tacę
jeden z mężczyzn przysunął mi krzesło.
-Siadaj,
nie będziemy przecież tak rozmawiać.- usiadłam po czym pokiwałam
głową w stronę barmana ,że wszystko gra. Ten spojrzał na mnie
podejrzliwie, po czym wrócił do swoich obowiązków. Nieraz
zdarzało się ,że pijani klienci posuwali się za daleko. Wtedy
zazwyczaj do akcji wkraczał Louis- nasz barman, którego sam wygląd
budził grozę.
-Tak
więc na co polujecie?- ponowiłam pytanie odwracając się w ich
stronę.
-W
tej chwili na nic, akurat wracamy z polowania.- odpowiedział
najmłodszy z nich, który siedział po mojej lewej stronie.
-Nie
wyglądasz na łowczynię- wtrącił ten z tatuażem przyglądając
mi się podejrzliwie.
-Bo
nie jestem nią.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Napotkałam
pomruki zdziwienia, więc czym prędzej kontynuowałam.
-Moi
bracia są, i tata... też był łowcą- poprawiłam bransoletkę-
nie chciał bym się w to wplątała.
-Przykro
mi z powodu twojego ojca, był mądrym człowiekiem skoro trzymał
cię z dala od tego wszystkiego- mężczyzna z tatuażem nachylił
się nad stolikiem, niewątpliwie był najstarszy ze zgromadzonych.
-Jak
zginął?- zapytał łysiejący mężczyzna po prawej. Napotkał
przez to karcące spojrzenie kolegów. -Jeżeli nie chcesz to...
-Podczas
polowania- przerwałam mu nie widząc nic złego w tym by im o tym
powiedzieć. Oczywiście nie miałam zamiaru wyjawiać całej prawdy,
bowiem była ona zbyt osobista.
-Moje
kondolencje. Ten zawód to wredna suka, nic od niej nie dostajesz a
zabiera Ci wszystko- mruknął dotąd milczący mężczyzna. Posłałam
w jego stronę delikatny uśmiech, gdy nagle usłyszałam gwizdanie
faceta ze stolika obok, który domagał się dolewki. Wstałam nie
chcąc pogarszać swojej sytuacji z szefem.
Jako
jedyna musiałam zostać dłużej tym samym zastępując kelnerkę
która zazwyczaj miała zmianę o tej porze. Ruch nie był zbyt duży,
i koncentrował się głównie wokół baru, więc właśnie tam
stałam. Z czwórki łowców pozostało dwóch, podając im piwo
dowiedziałam się ,że nazywają się Tom i Will. Ten drugi był
posiadaczem tatuażu na nadgarstku. Siedzieli teraz przy barze dzięki
czemu mogliśmy urywkowo rozmawiać. Dowiedziałam się także że
polowali na gniazdo wampirów w mieście obok. Tom zaczął polować
ponieważ jego ojciec był łowcą, tak samo jak i dziadek. Will zaś
rozpoczął takie życie po tym jak strzyga zabiła jego
pięcioletniego synka.
-A
twój ojciec, dlaczego zaczął polować? Każdy ma swoją historię,
zazwyczaj rozpoczynającą się zemstą.- Will kreślił kółka
wzdłuż szyjki butelki z piwem.
-Zemsta
mojego taty dotyczyła śmierci mojej mamy. Została zabita przez
demona gdy miałam pół roku- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Tom
zakrztusił się piwem.
-Demony?!
Te czarnookie dupki musiały mieć niezły interes w tym by zabić
właśnie Twoją matkę. Zazwyczaj dobierają swoje ofiary nie bez
powodu, tak...- nie dokończył gdyż wielka dłoń Willa pojawiła
się znikąd zatrzymując się dopiero na tyle jego głowy.
-Przepraszam- wyjąkał.
-Twoi
bracia zostali łowcami zapewne już w dzieciństwie, tak jak Tom.
Tak więc Wasze dzieciństwo nie było zbyt kolorowe- wtrącił
starszy mężczyzna zmieniając temat. Spojrzałam na niego z
wdzięcznością.
-Tak,
jednak obaj inaczej do tego podchodzą. Dean poświęcił się woli
taty bez mrugnięcia okiem, Sam był bardziej zbuntowany, od
początku..- zaczęłam rozkręcać swój wywód gdy Will uniósł
dłoń z tatuażem w górę.
-Chwila!
Chwila, Sam i Dean? Jak masz na nazwisko?
-Winchester,
nazywam się Emma Winchester- odpowiedziałam zdziwiona ściągając
zdezorientowana brwi. Will i Tom spojrzeli na siebie zaskoczeni.
Westchnęłam opierając obie dłonie na blacie.
-Nie
mówcie ,że wy także słyszeliście o moim tacie.- nachyliłam się
w ich stronę. Najpierw Kris, który słysząc kogo jestem córką
nie mógł wyjść z podziwu, a teraz oni. Tata był jakiś ojcem
chrzestnym łowców, czy jak?
-Oj
Emma oczywiście ,że tak. Nas łowców tak naprawdę nie jest aż
tak wielu, jak mogłoby się wydawać. Nie bez powodu: płaca żadna,
niebezpieczna robota, życie na walizkach, nawet lata do emerytury
się nie liczą. A ci szaleni lub głupi co jednak polują w
większości przypadków starają się ze sobą jakoś komunikować,
współpracować. Wśród nich są tacy super łowcy, którzy mają
najlepsze sprawy, tacy do których się dzwoni gdy potwór okaże się
wyjątkowo paskudny. Twój staruszek był takim łowcą.-zignorowałam
jego ton, który brzmiał jakby tłumaczył to dziecku, i słuchałam-
Nie wiem czy to dzięki temu ,że był w wojsku czy też dzięki
swojej woli zemsty, ale był naprawdę dobry. Każdy z nas z chęcią
dorwał by to co go zabiło. Ale twoi bracia też są dobrzy, z tego
co słyszałem ostatnio polowali na prawdziwe zombie. Wyobrażasz
sobie, zombie?
-To
podobno był jakiś szalony doktorek, który wczepiał sobie części
ciała innych ludzi- wtrącił Tom, mężczyzna z tatuażem kiwnął
głową kontynuując.
-Emma
musisz się z nami napić!- uniósł w górę butelkę piwa.
-Oh!
Ja nie, ja nie piję.- uniosłam dłonie w geście rezygnacji.
-Nalegam.
Chociaż jedno piwo za Twojego tatę. -z głośnym westchnięciem
otworzyłam butelkę piwa. Na szczęście szef nie miał nic
przeciwko gdy ktoś z pracowników pił w pracy, bowiem sam rzadko
kiedy był trzeźwy. Uniosłam butelkę w górę.
-Za
mojego tatę.
-Za
Jhona.- odpowiedzieli chórkiem, stukając się ze mną szkłem.
Nigdy wcześniej nie piłam piwa. Wiem ,że trudno w to uwierzyć ale
jestem typem mola książkowego, który wszelkie imprezy odpuszcza na
rzecz jakieś ciekawej książki. Skrzywiłam się czując gorzki
płyn w ustach, jak można to pić?
Ziewając
ustawiałam za barem ostatnie, wymyte już kufle do piwa. Przyjrzałam
się na wpół sennym spojrzeniem po sali, była czysta na połysk.
Obeszłam bar, łapiąc za worki ze śmieciami. Zastanawiałam się
czy ból głowy spowodowany był zmęczeniem, czy też piwem które
wypiłam. Musiałabym mieć naprawdę słabą głowę.
Gdy
tylko wyszłam na zewnątrz moje płuca wypełniło chłodne
powietrze. Poczułam ulgę. Przeciągając jak najdłużej dojście
do śmietnika, obeszłam powoli bar. Gdy tylko minęłam próg
ujrzałam jakąś postać.
-Dobry
wieczór! -krzyknęłam jak najbardziej pewnym głosem. Dean zawsze
mi powtarzał by udawać silniejszą niż jestem, uciekać powinnam w
ostateczności. Zapewne od razu bym uciekła ale cień przede mną
kogoś mi przypominał. Podeszłam powoli bliżej, ciągle myśląc o
nożu od taty, który miałam schowany przy kostce.
-Emma!-
zawołał prze-szczęśliwy przybysz wyłaniając się z cienia.
-Will?-
zdziwiłam się, rozluźniając mięśnie. -Co ty tu robisz?
-Czekałem
na Ciebie.- odpowiedział spokojnie podchodząc jeszcze bliżej,
wtedy mój wzrok na chwilę zjechał na jego dłonie. W miejscu gdzie
powinien widnieć tatuaż ochronny znajdowała się jedynie wypalona
rana. Podniosłam przerażona wzrok chcąc uciec, ale mężczyzna
wykonał ruch ręką, i z olbrzymią siłą uderzyłam plecami o
ścianę.
-Nie
ładnie tak uciekać, jednak brawo za spostrzegawczość. Nawet nie
wiesz jak mnie nudziło szukanie Cię, aż nagle ten idiota wraz z
kolegą donośnie rozprawiali o tym jak spotkali córkę Winchestera.
Czyż to nie dar Boży?- zaśmiał się, podchodząc bliżej. -Oj
przepraszam, to niestosowne bym wspominał o Bogu- ponownie się
zaśmiał tym razem wyjął mi nóż, który miałam ukryty, i
zwinnym ruchem zerwał moją bransoletkę ochronną.
-Kto
by pomyślał ,że wy demony macie tak dobre poczucie humoru-
syknęłam próbując się poruszyć.
-Moja
droga skąd ta wrogość, powinnaś być mi wdzięczna. W tych
okolicznościach w piekle będziesz czuła się bardziej jak w domu
niż będąc tu, na ziemi. - ustał kilka centymetrów przede mną,
tak że widziałam własne odbicie w jego czarnych oczach.
-Jakich
okolicznościach?- zapytałam zaintrygowana na chwilę przestając
się wiercić.
-No
wiesz, odkąd twój brat na dniach tam trafi. -machnął od
niechcenia ręką, jednak widząc zdziwienie na mojej twarzy,
zmarszczył brwi.- Czyżbyś nie wiedziała? Nie, przecież by ci
powiedzieli, a jednak ...- jego usta wykrzywiły się w tryumfalnym
uśmiechu. Przysunął swoją twarz jeszcze bliżej mojej, przez co
czułam jego ciepły oddech na twarzy.
-Twój
kochany starszy braciszek podpisał pakt z diabłem- syknął mi
wprost w twarz.
-To
nie możliwe, po co Dean miałby to robić? To niedorzeczne.-
starałam się odwrócić twarz w bok, by znaleźć się jak najdalej
od niego.
-Oh
biedna Emma, nic ci nie powiedzieli. Twój braciszek Sam zginął rok
temu, więc Dean zawarł pakt z demonem z rozdroży by go uratować.
Czyż to nie wzruszające?- zakpił, a ja wiedziałam ,że nie miał
powodu by mnie oszukiwać. W końcu i tak miał zamiar mnie zabić.
Poczułam jak pierwsza łza zaczęła spływać po moim policzku. To
nie możliwe, Dean nie może umrzeć! Fala gniewu zalała moje ciało,
napięłam mięśnie starając się poruszyć. W tej chwili chciałam
po prostu być jak najdalej od tego demona, od kogokolwiek. Chciałam
znaleźć Deana, i go uratować. Nie wiem jak, po prostu musiałam
spróbować. Niespodziewanie moja ręka oderwała się od ściany, a
za nią kolejna. Zdziwiony demon zrobił krok do tyłu z wyciągniętą
w moją stronę ręką.
-To
nie możliwe.- wyjąkał gdy swobodnie powolnym krokiem podchodziłam
w jego kierunku. Byłam wściekła, wręcz owładnięta chęcią
wybicia całego jego gatunku. Nagle ustał a ciało Willa wygięło
się w łuk. Nie wiedziałam co się dzieję, do momentu aż ujrzałam
czarny kłąb dymu wydobywający się z jego ust. Zawisł on w
powietrzu po czym ruszył w moją stronę. Zrobiłam krok do tyłu
starając sobie przypomnieć egzorcyzmy. Jednak to było na nic,
czarna chmura dosięgła mnie.
-Nie!-
chciałam krzyknąć ale było już za późno. Poczułam jak
wypełnia mnie, obezwładniając moje ciało i zmysły. Mój umysł
stawał się coraz bardziej odległy, aż nagle poczułam coś
dziwnego. Poczułam jak coś dosłownie wypala mnie od środka a
przed moimi oczami rozbłyska światło. To była ostatnia rzecz jaką
widziałam, zanim straciłam przytomność.
______________________________
Dziękuje za dostosowanie się do mojej prośby o trzy komentarze, to naprawdę miłe z waszej strony.
Zasadę pozostawiam ,trzy komentarze= kolejny rozdział.
Kira- jeszcze raz bardzo dziękuje, starałam się jak najdokładniej sprawdzić ten rozdział. Korzystałam też z podanej przez ciebie strony o przecinkach, mam nadzieję ,że błędów jest mniej.
Spectrum- Witam! I Dziękuje Ci :* Mam nadzieję ,że z ocenami wszystko ok.
Laurkaa k- rozumiem Cię w 100%, sama miałam teraz sesje i przez to urwanie głowy. W dodatku też muszę nadrobić zaległości u Ciebie
Rozdział sprawdzałam kilka razy ale zawsze mogło mi coś umknąć. Przepraszam. :D
Szkoda, że Emma dowiedziała się o pakcie w taki sposób. I do tego została opętana przez demona. Podejrzewam, że raczej tego dnia nie zaliczy do udanych. Gdzie teraz poprowadzi ją demon? Czekam z niecierpliwością na dziewiątkę! :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zdałam! :)
Jest nieźle, naprawdę! Co prawda jest jeszcze mnóstwo błędów (mam na myśli przecinki), ale zmierzasz w dobrym kierunku. Nie znalazłam żadnych literówek (albo ich nie zauważyłam, ale stawiam na to pierwsze), a to kolejny plus. Akcja w tym rozdziale jest świetna, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, w którym (mam nadzieję) wszystko się wyjaśni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
PS. Mam taką małą radę, co prawda tekst czyta się dobrze, ale gdybyś robiła akapity i spację między myślnikami (mówię o czymś takim: - Jak zginął? - zapytał), byłoby znacznie lepiej.